piątek, 24 grudnia 2010

Tajemnica wolności

Gwałtownik spotyka po drodze ludzi.

Czasem ktoś się do niego przyłączy, bo ma nadzieję usłyszeć historię. Nakarmić się jego siłą. Tacy jednak towarzyszą mu na krótkich odcinkach, bo albo za nim nie nadążają, albo po paru krokach tak ich wypełnia mądrość jego wędrówki, że muszą zejść z drogi, by przyswoić sobie tę wiedzę. Trawią ją później jak węże. Na odludziu. W bezruchu i spokoju. Syci na długie lata stagnacji.

Inni obserwują gwałtownika z przydrożnych zajazdów. Widać po oczach, że zapalają się na jego widok, ale

środa, 15 grudnia 2010

Wolność kontra bezpieczeństwo

Pijak wyglądał na zrozpaczonego. Stanął przy ogrodzeniu miejskiego parku i chwycił za kraty. Jego twarz wyglądała w świetle latarni jak bochen czerstwego chleba. Zawył. Spojrzał w niebo, potem znowu na drzewa, do których nie miał dostępu, zatrząsł metalowymi prętami i krzyknął przeraźliwie:

- Wypuśćcie mnie stąd! Wypuśćcie!

Gwałtownik podszedł do niego i poinformował:

- Człowieku, ale ty jesteś na zewnątrz. Na ulicy stoisz. Na wolności.

Pijak spojrzał na niego z pobłażaniem.

- Wiem – odpowiedział. – I tego właśnie mam dość…

- Jak to?

piątek, 10 grudnia 2010

Nauczyciel drogi rzadko uczęszczanej

Gwałtownik uczy innych. A ma po temu trzy powody.

Po pierwsze, zdaje sobie sprawę, że jego wiedza i umiejętności, nawet jeżeli czasem oznaczają wejście na drogę miecza, to prowadzą w końcu do pokoju i szczęścia. Chce się więc nimi dzielić.

Po drugie, żyje prawem mnożenia, które Mistrz Jezus wyraził w słowach: „Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6,38). Naucza więc, by w ten sposób otworzyć się na spotkanie z nauczycielami większymi od siebie. Oddaje swoją wiedzę bez lęku, że uczniowie mogą go przerosnąć, bo wie, że jeszcze głębsze poznanie wróci do niego w obfitości.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Prezent na świętego Mikołaja: Muzyka Gwałtownika

Serwis JAMENDO.com dołączył płytę "Radikala" do swoich zasobów. Można wszystkich utworów słuchać, można też całą muzykę ściągnąć na swój komputer i trzymać ją sobie na wieki wieków całkowicie ZA DARMO.

Niniejszym formacja Korzeń Z Kraju Melchizedeka, którą współtworzę z Barankiem, dołącza się już nie tylko teoretycznie, ale jak najbardziej praktycznie do

piątek, 3 grudnia 2010

Wspinaczka wysoko-Boska, czyli gwałtownik się uczy

Gwałtownik zdaje sobie sprawę z tego, że jednym z najważniejszych zadań, jakie Bóg powierzył mu na ziemi jest uczenie się: odkrywanie prawdy w słowach i zachowaniach innych ludzi, przyswajanie sobie mądrości pokoleń, naśladowanie mistrzów rzemiosła i sztuki, zmaganie się z wyzwaniami, czerpanie zarówno z porażek jak i zwycięstw tej samej siły, docieranie do granic możliwości… i przekraczanie ich.

Nawet sam Syn Boży, Jezus z Nazaretu, żył w ten sposób, o czym

czwartek, 25 listopada 2010

Czasem gwałtownik popełnia błąd

Czasem gwałtownik popełnia błąd. Najpierw okazuje łaskawość i pozwala mówić do siebie zawistnikom. Później traci czas na rozważanie ich opinii. Wreszcie zapomina o całej sprawie. Ponieważ jednak nie przeprosił Boga za to marnotrawstwo, jad cudzej zazdrości i złorzeczenia zaczyna mu niepostrzeżenie paraliżować serce. Zaczyna się godzina zwątpienia. Zapada zmrok, ale on nie może zasnąć, bo przez umysł ciągną mu ze zgrzytem wizje porażki i słabości, a w uszach piszczą – jak po ciosie – słowa krytyki.

Wówczas gwałtownik podnosi się z posłania, wychodzi z domu i rusza za miasto.

środa, 10 listopada 2010

"Piosenki Naszych Żołnierzy"

Wspólnie z moim współbratem, Barankiem, młodzieżą ze wspólnoty Magis-Nowy Sącz oraz muzykami zespołu "Sharpi" nagraliśmy dwa lata temu płytę patriotyczną, którąśmy zatytułowali: "Piosenki Naszych Żołnierzy".
Dwa lata trwała walka o jej wydanie w formie albumu CD. W końcu do tego nie doszło. Dlaczego?

piątek, 5 listopada 2010

Zapraszam

Będę podpisywał książkę "Przyczajony Chrystus, ukryty Bóg" podczas Targów Książki.
Kiedy? Jutro, czyli w sobotę 6 listopada od godziny 11.00.
Gdzie? W Krakowie, na ul. Centralnej, w Centrum Wystawowym, na stoisku C4 należącym do księgarni internetowej Gloria24.pl.
Jeśli nie napadną mnie tłumy, to pewnie będzie też okazja, żeby sobie porozmawiać. Zapraszam serdecznie!

czwartek, 4 listopada 2010

W imię Jezusa możesz wszystko

Mam dobre wieści dla wszystkich, którzy dopytywali się o nagranie z wrześniowej sesji w Łodzi. Ośrodek Odnowy w Duchu Świętym wypuścił je właśnie w świat pod tytułem "W imię Jezusa możesz wszystko". Wydawnictwo, choć zawiera dwie i pół godziny materiału, zmieściło się na 2 płytach CD. I ma świetną okładkę. Smacznego! ;)










poniedziałek, 1 listopada 2010

Po co to "wielkie mnóstwo świadków" (Hbr 12,1)?

Gwałtownik widzi „dokoła siebie wielkie mnóstwo świadków” (Hbr 12,1). Czci ze szczególnym pietyzmem pamięć o tych, którzy już zakończyli walkę na ziemi, jednak nauczyli go jak żyć z honorem i podążać Drogą.

Gwałtownik wychwala ich czyny w obecności przyjaciół i obcych. Pali ognie na ich grobach, by pokazać światu jak ważna jest pamięć. Przekazuje nabytą od nich mądrość swoim młodym uczniom, bo wie, że tylko w ten sposób – nauczając innych - sam będzie mógł się czegoś nowego nauczyć.

Gwałtownik wzywa pomocy tych, którzy kiedyś mu towarzyszyli, a teraz zasiadają na tronach Nowego Jeruzalem. Wzywa w harmidrze wojny: by wyprosili mu u Pana łaskę miłosiernego miecza. Chce bowiem swoich wrogów przenosić na sąd szybką śmiercią. Wzywa, gdy panuje pokój: prosząc o łaskę gorliwości w treningu, ponieważ ma świadomość, że wojna duchowa zawsze czai się tuż za horyzontem sumienia. Wzywa wreszcie w złudnej ciszy poprzedzającej bitwę, a modlitwa jego jest wówczas bardzo prosta.

Bracia! – mówi – Których znałem i nie znałem, ale którzyście mi byli zawsze tak samo bliscy w swojej świętości i odwadze. Połóżcie teraz na mnie swoje ręce i proście, by Duch Święty napełnił moje serce, jak napełnił Najświętsze Serce naszego Pana w Ogrójcu. Bym miał radość w umieraniu, a po śmierci życie, do którego tak tęsknię.

Gwałtownik może sobie pozwolić na taką buńczuczność w modlitwie, bo to właśnie dzięki tym, do których woła, ma wypisaną na klindze swojego miecza mądrość Syracha: „Nie bój się wyroku śmierci, pamiętaj o tych, co przed tobą byli i będą po tobie. Taki jest wyrok wydany przez Pana na wszelkie ciało: i po co odrzucać to, co się podoba Najwyższemu?” (Syr 41,3-4) oraz słowa wodza Aupumuta, Mohikanina: „Kiedy przyjdzie czas, by umrzeć, nie bądź jak ci, których serca wypełnia strach przed śmiercią. Gdy przychodzi na nich pora, płaczą i modlą się o jeszcze trochę czasu, obiecując, że teraz będą żyć w inny sposób. Ty zaśpiewaj swoją pieśń śmierci i umrzyj jak bohater powracający do domu”.

Gwałtownik kocha życie i jest Bogu wdzięczny za każdy moment spędzony na tej ziemi, bo rozumie, że tutaj może się nauczyć wszystkiego, co będzie mu potrzebne po zmartwychwstaniu: miłości, pasji, twórczości, zapału, radości, obdarowywania… Ale też dlatego właśnie gwałtownik tęskni całym sercem za tą chwilą, gdy Pan wezwie go do siebie. Gdy jego doczesne szczątki polegną na polu chwały, a on sam wsiądzie na przygotowanego mu przez aniołów rumaka, chwyci miecz za klingę, jak krzyż, uniesie go wysoko nad głową i ruszy na spotkanie z Królem. Po obiecaną nagrodę.





niedziela, 24 października 2010

Mamona

Gwałtownik pamięta nauczanie Mistrza: „Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie” (Mt 6,24).

Gwałtownik chce służyć Bogu – dlatego przecież jest gwałtownikiem. Wie jednak, że wybór tej służby nie może oznaczać ucieczki przed Mamoną. Mamony bowiem, póki istnieje ten świat, unicestwić ani pozbyć się nie da.

Święty Jan w Księdze Apokalipsy świadczy, że mamona ma istnieć do końca czasów, gdy w ostatnich latach przed Sądem Ostatecznym wystąpi na Ziemi antychryst. Trwać będzie wciąż i wszędzie handel, ale nikt nie będzie mógł „kupić, ani sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia bestii lub liczby jej imienia” (Ap 13,17). Chrześcijanie zostaną wtedy masowo uśmierceni, bo „wszyscy zostaną zabici, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi bestii” (Ap 13,16).

Zanim jednak nadejdą te wydarzenia, mamona ma krążyć po świecie dla testowania wierzących. Mistrz powiedział wyraźnie: „Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy?” (Łk 11,16).

Dlatego gwałtownik nie unika mamony, nie tchórzy przed nią, a przeciwnie: stawia jej czoła. Poluje na nią jak zawzięty myśliwy. Tropi, ściga, atakuje, chwyta i – ponieważ nie może jej zniszczyć – zakuwa w kajdany swoich rozkazów. Na tym właśnie polega służba, którą Pan w przyszłości wynagrodzi prawdziwym dobrem, by podbić jak największe hordy mamony i zmusić je do służenia Bogu.

Gwałtownik został posłany w nierówny bój, jak owca między wilki, jakby na pewną śmierć. Dlatego każdą decyzję w sprawach pieniędzy i posiadanych rzeczy traktuje jako kolejne ćwiczenie duchowe. Im więcej zdobędzie i im lepszy z tego, co zdobył, uczyni użytek, tym pewniejsze jego przeżycie i tym potężniejszym się staje wojownikiem: roztropnym jak wąż, zaś nieskazitelnym jak gołąb - zgodnie z nakazem swego Mistrza, Jezusa (Mt 10,16).




Król Salomon




niedziela, 17 października 2010

Druga lekcja fechtunku: POKORA

„Nie dał nam Bóg ducha bojaźni, lecz mocy, miłości i trzeźwego myślenia” (2 Tm 1,7). Dlatego kiedy gwałtownik zrozumie już pustkę swojego lęku i nauczy się wypełniać ją miłością, przychodzi czas na umysł.

W książce C.S. Lewisa zatytułowanej „Listy starego diabła do młodego” doświadczony demon poucza swojego czeladnika, że powinien „wykraść najlepsze lata człowieka tak, by mu upłynęły niepostrzeżenie nawet nie w upojeniu grzechem, lecz na ponurym błądzeniu myślami nie wiadomo gdzie i w jakim celu, na zaspokajaniu zaciekawień tak słabych, że człowiek tylko połowicznie zdaje sobie z nich sprawę, na bębnieniu palcami po stole i machaniu nogami, na pogwizdywaniu melodii, których nie lubi, na pogrążaniu się w ciemnym labiryncie marzeń, którym brak nawet zmysłowości i ambicji uzyskania jakiegoś jej posmaku”…

Demon, by zachęcić swojego ucznia, zdradza mu dlaczego tego rodzaju postępowanie może mieć piekielną skuteczność: „Powiesz, że to są bardzo małe grzechy. Niewątpliwie, jak wszyscy młodzi kusiciele, chciałbyś donosić o sensacyjnych wykroczeniach. Pamiętaj jednak, że liczy się tylko to, w jakim stopniu odgrodzisz człowieka od Boga. Nie ma znaczenia, jak małe są przewinienia, pod warunkiem, że łącznym ich efektem jest stopniowe odsuwanie człowieka od Światła i pogrążenie go w Nicości. (…) Doprawdy najpewniejszą drogą do Piekła jest droga stopniowa — łagodna, miękko usłana, bez nagłych zakrętów, bez kamieni milowych, bez drogowskazów”.

Gwałtownik odkrywa zatem, że prawdziwe nawrócenie to przemiana myślenia (Ef 4,22-24), a walka duchowa to w istocie wojna o utrwalenie nowego stanu umysłu. Gwałtownik pasie swoje myśli jak pasterz owce. Zna radę świętego Pawła: „co jest prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie, jeśli jest jakąś cnotą i czynem chwalebnym – to miejcie na myśli!” (Flp 4,8). Doskonali się więc w przypominaniu sobie dobra, w dostrzeganiu dobra oraz w planowaniu dobra na przyszłość. Gwałtownika bardzo motywuje i umacnia odkrycie, że prawdziwa pokora nigdy nie polega na poniżaniu się, lecz tylko i wyłącznie na dobrym myśleniu o sobie i innych.




piątek, 8 października 2010

Pierwsza lekcja fechtunku

Gwałtownik wie, że w tym wszechświecie liczą się tylko dwie siły. Miłość, która wszystkim rządzi oraz strach, który próbuje się Miłości przeciwstawić. Ponieważ to sam „Bóg jest miłością” (1 J 4,8.16), strach w tej konfrontacji zajmuje stracone pozycje i zostanie na końcu zniszczony. Gwałtownik jednak nie lekceważy przeciwnika, bo rozumie, że w tym życiu tylko lęk potrafi niepostrzeżenie wniknąć do serca i skutecznie sabotować wszystkie, najbardziej nawet szlachetne, jego wysiłki.

Pierwsza obawa, z którą gwałtownik musi się więc zmierzyć, ma na imię „Nie-Uda-Ci-Się”.

Gdy Bóg inspiruje cię do jakiegoś czynu, przychodzi najpierw ten właśnie demon i robi wszystko, by zasiać w tobie myśli o porażce. Spójrz wówczas na krzyż Chrystusa i uświadom sobie, że we wszystkim „odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8,37). Jedyną porażką byłoby, gdybyś nie wstał i nie zrobił kroku. Dlaczego? Bo tylko wtedy nic by się nie zmieniło. Wstań więc i rusz. Otrzymasz od Boga pomoc i prowadzenie. Nawet jeżeli czasem się zagapisz, potkniesz i upadniesz, przyjmij to jako lekcję. Uciesz się, że leżysz. I tak jesteś dalej, niż tam, gdzie siedziałeś. Możesz też docenić zmianę perspektywy…

Druga obawa, którą gwałtownik musi pokonać, nazywa się „Wyśmieją-Cię”.

Kiedy opowiadasz o swoich planach, a inni dostrzegają w tobie nadzieję na chwałę, bywa, że pojawia się w ich oczach i głosach drwina zwrócona przeciw tobie. Jeśli zakradł się do twego serca lęk przed wyśmianiem, podnosi wówczas łeb i ryczy, żeby cię przestraszyć i odwieść od wyznaczonych celów. Przypomnij sobie wtedy Jezusa odartego z szat na Kalwarii. Poproś o moc Jego milczenia, które zwyciężyło kpinę tłumu. Jak Dawid zrzucił z siebie ofiarowaną mu zbroję (1 Sm 17,39), tak ty przestań wreszcie szukać ochrony w opiniach innych ludzi. Liczy się tylko to, co myśli o tobie Pan. I co od Niego wiesz na swój temat.

Trzeci lęk, z którym gwałtownik stoczy walkę, nosi imię „Zostaniesz-Sam”.

Czasem dławisz pragnienia swego serca, bo się boisz, że gdy je zrealizujesz, nie będziesz się już miał z kim cieszyć. Czasem boisz się samotności, jaka cię czeka po drodze do celu. Przypomnij sobie jednak Boże zapewnienie: „Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się i nie strawi cię płomień. Nie lękaj się, bo jestem z tobą” (Iz 43,2.5). Idź!

Czwarty lęk atakuje ze zdwojoną siłą, a na swoim cielsku ma napisane „Znienawidzą-Cię”.

Niektórzy ludzie boją się dowiedzieć choćby i tego, że ktoś ich po prostu nie lubi. Myśl o tym, iż mogliby wzbudzić w kimś jawną wrogość, sprowadza ich na skraj paniki. Ty zachowaj spokój. Im jaśniej będziesz świecić, tym ciemniejsze mogą się stać cienie wokół. Cień jednak, choć warczy na światło, nigdy go nie zaatakuje, bo wie, że tylko od niego zależy. Świeć zatem ze swojego świecznika i miłuj cienie swoich wrogów. Zrozum, że ich opozycja to pokrętny wyraz szacunku do ciebie. Jesteś bezpieczny.

Najpotężniejszy strach, z jakim gwałtownikowi przychodzi się zetrzeć, nosi nazwę „A-Jeśli-Ci-Się-Uda”?

Tak. Lęk przed wygraną. Wyobrażenie, że gdy dopniesz swego, rozewrze się przed tobą czarna dziura bezsensu, stracisz ochotę, motywację, zapał i nie nacieszysz się długo owocami sukcesu… Atak na marzenie. Panika, gdy zaczynasz zdawać sobie sprawę, że może Ci się udać. Albo że już się udało…

Zatrzymaj się. Odetchnij. Powtórz na głos słowa Pana Jezusa: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię Moje” (J 15,16). Odetchnij jeszcze raz i ruszaj dalej, i proś o jeszcze więcej!

Gwałtownik przestaje się bać, gdy odkrywa wreszcie całym sobą, że „Bóg jest miłością. W miłości zaś nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa wszelki lęk” (1 J 4,16.18).






piątek, 1 października 2010

Gwałtownik. Wersja: "Sweet Hardcore".

Dziś wspomnienie świętej "małej" Tereski, czyli Teresy z Lisieux. Niektórym kojarzy się tylko z koncepcją dziecięctwa duchowego, ta zaś koncpecja z infantylnym językiem niektórych jej notatek (sławne "kwiatuszki" i "motylki"). Nic bardziej błędnego. Gdyby ta dziewczyna była tylko dziecinna, nigdy by nie została ani świętą, ani doktorem Kościoła. A została. Radykalne zaufanie Bogu, pasja i zjednoczenie z pragnącym Sercem Jezusa każą mi zaliczyć ją w poczet gwałtowników wartych naśladowania. Oto fragment jej przemyśleń - z czasów, gdy była jeszcze małą dziewczynką! - na dowód mocy i na zachętę do osobistych poszukiwań:





"Pewnej Niedzieli, gdy oglądałam fotografię przedstawiającą naszego Pana na Krzyżu, uderzył mnie widok krwi, która spływała z jednej z Jego Boskich rąk. Ogarnął mnie wielki smutek na myśl, że ta krew spada na ziemię, a nikt nie kwapi się, by ją przyjąć, postanowiłam więc trwać w duchu u stóp Krzyża i przyjmować tę Boską rosę, która z niego spływa, z tym przeświadczeniem, że mam ją potem wylewać na dusze...

Nieustannie rozbrzmiewało w mym sercu wołanie Jezusa na Krzyżu: ,,Pragnę!” Te słowa rozpaliły mnie żarem nie znanym mi dotąd i gwałtownym... Chciałam dać pić memu Umiłowanemu i czułam równocześnie, że i mnie pali pragnienie dusz... w tym czasie nie pociągały mnie jeszcze dusze kapłanów, lecz wielkich grzeszników, paliło mnie pragnienie wyrywania ich z wiecznych płomieni...

Aby pobudzić moją gorliwość, Dobry Bóg pokazał mi, że miłe są Mu moje pragnienia.

Słyszałam kiedyś jak rozmawiano o wielkim zbrodniarzu, który miał być skazany na śmierć za straszne morderstwa; wszystko wskazywało na to, że umrze nie okazując żalu. Chciałam za wszelką cenę nie dopuścić do tego, by poszedł do piekła, i wykorzystałam w tym celu wszystkie dostępne mi środki. Mając świadomość, że sama z siebie nic nie mogę, ofiarowałam Dobremu Bogu wszelkie nieskończone zasługi Naszego Pana, skarby Kościoła Świętego, wreszcie poprosiłam Celinę, by zamówiła Mszę św. w moich intencjach, sama bowiem nie śmiałam tego uczynić w obawie, aby nie być zmuszoną do przyznania się, że to za Pranziniego, wielkiego zbrodniarza. Także i Celinie nie chciałam o tym mówić, ale ona tak czule i tak natarczywie mnie pytała, że powierzyłam jej moją tajemnicę; nie tylko mnie nie wyśmiała, ale jeszcze obiecała pomóc mi w nawróceniu mego grzesznika, co też przyjęłam z wdzięcznością, chciałam bowiem, by wszystkie stworzenia zjednoczyły się ze mną w celu uzyskania łaski dla winnego.

W głębi serca czułam pewność, że moje pragnienia będą zaspokojone, niemniej, chcąc na przyszłość dodać sobie odwagi do modlitwy za grzeszników, mówiłam Dobremu Bogu, że ufając niezłomnie nieskończonemu miłosierdziu Jezusa, jestem najzupełniej pewna, iż przebaczy biednemu nieszczęśnikowi Pranziniemu i wierzyć w to będę nawet wtedy, gdyby nie wyspowiadał się i nie okazał żadnego znaku skruchy, jednak o ten znak proszę, proszę jedynie dla zwykłej mojej pociechy...

Moja modlitwa została wysłuchana dosłownie! Mimo że Tatuś zabronił nam czytania jakichkolwiek dzienników, nie uważałam za nieposłuszeństwo czytanie fragmentów dotyczących Pranziniego. Nazajutrz po jego egzekucji wpadł mi w ręce dziennik: “La Croix”. Otworzyłam go pośpiesznie i co zobaczyłam?... Ach! łzy zdradziły moje wzruszenie i byłam zmuszona pójść się ukryć...

Pranzini bez spowiedzi wstąpił na szafot i gotował się do włożenia głowy w ponury otwór, gdy nagle, poruszony niespodziewanym natchnieniem, obrócił się, chwycił Krucyfiks podany mu przez kapłana i trzykroć ucałował Jego święte rany!... Potem jego dusza poszła przyjąć miłosierny wyrok Tego, który zapewniał, że w Niebie będzie większa radość z jednego grzesznika czyniącego pokutę, aniżeli z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy pokuty nie potrzebują!"

wtorek, 28 września 2010

Miecz Krzyża




Faryzeusz patrzy na zmaltretowane ciało Mesjasza i ulega przerażeniu. Oczekiwał, że w nagrodę za swoją pobożność i dobre uczynki Bóg da mu znak, weźmie za rękę i poprowadzi na zielone niwy. Tymczasem stoi na Kalwarii sam, trzęsie się ziemia, pękają mury świątyni, przez podartą zasłonę widać, że Święte Świętych zionie pustką. Czyżby moc Boga naprawdę miała się objawić w masakrze Krzyża?

Faryzeusz nie dopuszcza do siebie takiej myśli. Strasznie go to gorszy. Faryzeusz, jeśli trzeba, chętnie zamieni synagogę na kościół, szabat na niedzielę, pielgrzymkę do Jerozolimy na pielgrzymkę do Częstochowy. Zamiast „Szema” zaśpiewa „Godzinki”. Przestanie składać całopalne ofiary, a zacznie dawać księdzu na mszę. Ale nigdy, przenigdy nie stanie pod Krzyżem tak, żeby choć jedna kropla Krwi spadła mu na głowę. Bo co, jeśli się okaże, że ta Krew dalej jest żywa, gorąca i słodka? O, nie! Faryzeusz nie jest głupi. Nie pozwoli się poparzyć.

Cynik w ogóle nie patrzy w stronę zamordowanego Mesjasza. Twierdzi, że to urąga jego poczuciu smaku i umysłowi. Cynik co prawda uwielbia przemoc w kinie, telewizji i grach komputerowych, ale uważa, że widok Ukrzyżowanego jest zbyt straszny dla dzieci, więc chce Go usunąć ze szkół. Cynik wyśmiewa się z Biblii. Potrafi z zapałem godnym lepszej sprawy opowiadać o intelektualnych sprzecznościach chrześcijańskiej wiary. Kiedy jednak ktoś zaczyna mu głosić Ewangelię, włącza głośną muzykę, odbiera telefon, loguje się na stronę z dowcipami i rży, póki złowrogi pomruk Słowa Bożego nie ucichnie. Cynik w ogóle nie patrzy w stronę Krzyża, bo boi się że Mesjasz mógłby mieć otwarte oczy – a w nich ani krzty sarkazmu czy choćby ironii…

„Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.” (1 Kor 1,22-25)

Dlatego tylko ten może się nazwać gwałtownikiem, komu „przed oczami nakreślono obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego” (Gal 3,1) i kto przez ten obraz spogląda na swoje życie każdego dnia, kto postanowił „nie znać niczego więcej jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1 Kor 2,2) i kto z Niego uczynił swój pancerz.

Gwałtownik wstaje rano nagi. Idzie na Golgotę. Obmywa się Krwią Jezusa. Zdejmuje z drzewa Krzyża umęczone Ciało. Zakłada Je na siebie – jak kapłan zakłada ornat, a rycerz zbroję. Całuje rany Chrystusowych rąk i wkłada w nie swoje dłonie. Całuje rany Chrystusowych nóg i wkłada w nie swoje stopy. Całuje rany zadane przez cierniową koronę i obleka w nie swoją głowę. Całuje ranę boku i wchodzi przez nią cały w Chrystusowe Serce.

Tak ubrany, gwałtownik przypomina sobie słowa Pana: „Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony”. Chwyta pusty Krzyż, jednym szarpnięciem wyrywa Go z ziemi i unosi wysoko w zaciśniętej pięści. Uśmiecha się i rusza do kolejnej bitwy, bo wie, że w takim pancerzu i z takim mieczem w dłoni czeka go tylko chwała.


"Zostałeś tu przyprowadzony po to, abyś to widział" (Ez 40,4)


Widzisz miecz?

Widzisz?


środa, 22 września 2010

Największy w Królestwie

Gwałtownik bierze sobie do serca słowa Pana Jezusa: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3).

Dziecko przeżywa wszystko od początku do końca. Nie zastanawia nad tym, co czuje, ale po prostu czuje. Nie osądza swoich emocji ani nie dzieli ich na dobre i złe, lecz z każdej jednako wyciąga energię. Gdy płacze, płacze jakby umierało. Kiedy się śmieje, rozśmiesza go sama możliwość śmiechu. Gdy usypia, by odpocząć, od razu śni, bo tęskni za rzeczywistością, w której kocha i jest kochane.

Dlatego gwałtownik czuje jak dziecko.

Kiedy dziecko czegoś chce, a nie może tego od razu samo zrobić lub dostać, wyraża swoje pragnienie natychmiast, całym sobą, ze wszystkich posiadanych sił i w każdy możliwy sposób – tak długo, aż pragnienie zostanie wreszcie zrealizowane. Gdy dziecko czegoś chce i ma możliwość się tym zająć, czyni to natychmiast. Pragnienie od razu staje się działaniem.

Dlatego gwałtownik pragnie jak dziecko i działa jak dziecko.

Dziecko ciągle się bawi. W ten sposób się uczy. Szybko i dużo. Biada temu, co oddziela w dziecku naukę od zabawy! Lepiej byłoby takiemu zawiesić kamień młyński u szyi i rzucić się w morze!

Dlatego gwałtownik bawi się jak dziecko, bo jedyną jego motywacją na tym świecie jest: jak najwięcej się nauczyć.

„Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18,4).




środa, 15 września 2010

Zanurkować w brzuchu potwora

Dziś Droga Gwałtownika zamienia się chwilowo w video-bloga. Odpowiadam na pytanie pani Karoliny z młodzieżowego portalu Revolta Discreta.





Jako komentarz uzupełniający przychodzi mi na myśl fragment genialnego utworu Hansa Ursa von Balthasara "Serce świata":

"A ponieważ Słowo pojęło już, że Jego przyjście na świat przyniesie Mu śmierć i zniszczenie i że Jego światło zginie w ciemności, podjęło walkę i wypowiedziało wojnę. Wymyśliło fortel: zanurkować jak Jonasz w brzuchu potwora i wniknąć do najdalszej komórki śmierci. Wypić kielich goryczy, doświadczyć więzienia grzesznej namiętności. Stawić czoła dążeniu do władzy i przemocy.

(...)

Chciał On tak dalece przeniknąć sobą wszystko, że każdy upadek, który miałby się w przyszłości wydarzyć, byłby upadkiem w Nim, a każda struga ludzkiej goryczy i zwątpienia spływałaby odtąd w Jego tajemne otchłanie.

(...)

Plan i fortel Boga jeszcze się jednak nie spełnił. Brakowało mu elementu najważniejszego: brakowało sposobu, aby wniknąć we wnętrze świata i przemienić go od samego środka. Brakowało narzędzia, by wyłamać zaryglowane bramy. Wtedy właśnie Bóg stworzył swoje serce i umieścił je pośrodku świata. Było to serce człowiecze..."


Książka "Przyczajony Chrystus, ukryty Bóg", którą powyższy filmik reklamuje, to natomiast rozbudowana wersja mojej odpowiedzi na pytanie: Jak połączyć się z Sercem Boga i czerpać z tej więzi siłę już tu i teraz?

wtorek, 14 września 2010

Doszło do ostrego starcia (Dz 15,39)

Jakiś już czas temu pan Hołownia zaprosił do swojego programu pana Cejrowskiego. Wiadomo, że Ci dwaj nie darzyli się wcześniej specjalną sympatią, ale to spotkanie przerodziło się w jawny konflikt. Rozmowa przypominała bardziej zapasy na emocje, niż wymianę zdań. I skończyła się tak:





Od tej pory sporo młodych osób pyta mnie o zachowanie pana Cejrowskiego mniej więcej w tym stylu: Dlaczego musiał być taki niemiły? Czemu tak "ciupał" Hołowni? Czy wierzącym w ogóle wolno się kłócić? Czy nie powinniśmy dawać przykładu miłości bliźniego? Czy chrześcijanom przystoi takie agresywne zachowanie? Jesteśmy z jednego Kościoła, to czy nie powinniśmy się lubić i nawzajem popierać? Etc.

Przede wszystkim nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym być - jako osoba wierząca - miły wobec kogoś, kogo nie lubię. Albo kto mi się z jakiegoś powodu nie podoba. Pan Jezus nie był. Faryzeuszy nie tylko publicznie piętnował, ale też obrzucał epitetami. Wytykał im grzech i jednocześnie potrafił zwyzywać od "grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego syfu" (Mt 23,27). Tak samo traktował uczniów, gdy Mu podpadli. Kiedy się na przykład dowiedział, że nie potrafili uzdrowić epileptyka, wrzasnął na nich: "O, plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami? Jak długo jeszcze mam was cierpieć?" (Mt 17,17). Piotra zaś, który w pewnym momencie ośmielił się zwrócić Mu uwagę, zgasił krótkim: "Zejdź mi z oczu, szatanie!" (Mk 8,33). Ostro? Ostro. Musiał tak? Może nie musiał. Ale zrobił tak i tylko to się liczy.

Po drugie, dlaczego niby otwarta konfrontacja - nawet i między wierzącymi - miałaby być czymś nagannym? Dzieje Apostolskie, zapis genialnego działania Boga w pierwszym Kościele, to także wielka kronika otwartych starć, dzięki którym klarowało się nauczanie w tymże Kościele. Które wdowy ważniejsze: hellenistów czy Hebrajczyków? Kto ma się zajmować zarządzaniem, a kto przepowiadaniem? Czy pogan po przyjęciu wiary w Jezusa obrzezać czy nie obrzezać? Mięso ze świni jeść czy nie? Co więcej: to również opowieść o otwartych starciach, które... nie wiadomo czemu miały służyć. Pod koniec 15 rozdziału znajdujemy na przykład wyjaśnienie dlaczego rozpadł się ewangelizacyjny dream-team: Paweł & Barnaba. Otóż Paweł nie lubił koleżki o imieniu Jan (ksywa: Marek, późniejszy Ewangelista), bo się na nim kiedyś zawiódł, a tymczasem Barnaba chciał go wziąć mimo wszystko na ich kolejną misję. I co? "Doszło do ostrego starcia, tak że się rozdzielili: Barnaba zabrał Marka i popłynął na Cypr, a Paweł dobrał sobie za towarzysza Sylasa" (Dz 15,39n). I co? Pogodzili się chłopaki? Nic na to nie wskazuje. Pismo nie wspomina juz więcej o Barnabie. Wcięło go na tym Cyprze. Czy Łukasz, autor Dziejów, się tym zgorszył? Nie, bo otwarcie o tej akcji pisze. Czemu więc my mielibyśmy się czymś takim gorszyć?

Gwałtownik nie chce grzeszyć uprzejmością.
Gwałtownik jasno wyraża swoje zdanie.
Gwałtownik, gdy trzeba, okazuje gniew.
Gwałtownik zawsze idzie swoją drogą do nieba.


Dlatego - to chyba oczywiste - nie podobała mi się ta potyczka Hołowni z Cejrowskim. Bo - jak na chrześcijan - za cieniuśka była! Niby coś powarczeli na siebie, popatrzyli z byka, powymieniali jakimiś uszczypliwościami i... no, właśnie. I co? Nie dość, że nuda, to jeszcze nie wiadomo, o co chodzi. A niechby tak sobie prosto w gęby, bez ogródek powiedzieli: czemu się tak na siebie jeżą i za jakie wcześniejsze czyny albo słowa pretensje do siebie mają! Nie dość, że my mielibyśmy jasność, to jeszcze może i tym panom coś by się ułożyło. A tak?

Ech, Pawle i Barnabo, módlcie się za nami, żebyśmy się chociaż kłócić umieli po Bożemu!

poniedziałek, 6 września 2010

Dlaczego Droga Gwałtownika?

Chrześcijaństwo to wiara w Jezusa. Jedyny pewny sposób na życie w obfitości i radości oraz na dostanie się kiedyś do nieba. Bo „nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12). „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus” (1 Tm 2,5).


Zanim wierzących nazwano chrześcijanami, mówiło się o nich, że są „zwolennikami Drogi” (Dz 9,2). Ale czy można powiedzieć o chrześcijaństwie, że jest Drogą Gwałtownika?

Można. Nawet trzeba.

Przede wszystkim ze względu na Jezusa.

On sam powiedział wyraźnie: „Aż do Jana sięgało Prawo i Prorocy; odtąd głosi się Dobrą Nowinę o królestwie Bożym i każdy gwałtem wdziera się do niego” (Łk 16,16). Tak! „Królestwo Niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je” (Mt 11,12).

Jezus sam był takim gwałtownikiem. Miał serce groźne, ale dobre. Groźne, bo dobre. I dobre, bo groźne. To serce kazało Mu upleść własnoręcznie bicz, którym później wypędził przekupniów ze świątyni. To serce kazało Mu z czułością i delikatnością błogosławić dzieci. To serce kazało Mu stanąć w obronie skazanej na śmierć cudzołożnicy. To serce kazało Mu wyśmiać otwarcie obłudę faryzeuszy.

To serce pozwoliło Mu stoczyć na krzyżu zwycięski bój o Twoją duszę.

Uczeń naśladuje mistrza. Ktokolwiek więc chce zostać uczniem Chrystusa, zamienia się w gwałtownika. Oczywiście, ten rodzaj gwałtowności nie ma nic wspólnego z przyziemną porywczością, choć czasem bywa równie agresywny. Jak więc podążać ta wąską ścieżką, by nie zbłądzić, ale piąć się zdecydowanie w górę?

Oto miejsce, gdzie będziemy się nad tym wspólnie zastanawiać i inspirować do konkretnych kroków. Wprost. Na całego. Na zabój.

Gotowi?

Do dzieła!