wtorek, 28 września 2010

Miecz Krzyża




Faryzeusz patrzy na zmaltretowane ciało Mesjasza i ulega przerażeniu. Oczekiwał, że w nagrodę za swoją pobożność i dobre uczynki Bóg da mu znak, weźmie za rękę i poprowadzi na zielone niwy. Tymczasem stoi na Kalwarii sam, trzęsie się ziemia, pękają mury świątyni, przez podartą zasłonę widać, że Święte Świętych zionie pustką. Czyżby moc Boga naprawdę miała się objawić w masakrze Krzyża?

Faryzeusz nie dopuszcza do siebie takiej myśli. Strasznie go to gorszy. Faryzeusz, jeśli trzeba, chętnie zamieni synagogę na kościół, szabat na niedzielę, pielgrzymkę do Jerozolimy na pielgrzymkę do Częstochowy. Zamiast „Szema” zaśpiewa „Godzinki”. Przestanie składać całopalne ofiary, a zacznie dawać księdzu na mszę. Ale nigdy, przenigdy nie stanie pod Krzyżem tak, żeby choć jedna kropla Krwi spadła mu na głowę. Bo co, jeśli się okaże, że ta Krew dalej jest żywa, gorąca i słodka? O, nie! Faryzeusz nie jest głupi. Nie pozwoli się poparzyć.

Cynik w ogóle nie patrzy w stronę zamordowanego Mesjasza. Twierdzi, że to urąga jego poczuciu smaku i umysłowi. Cynik co prawda uwielbia przemoc w kinie, telewizji i grach komputerowych, ale uważa, że widok Ukrzyżowanego jest zbyt straszny dla dzieci, więc chce Go usunąć ze szkół. Cynik wyśmiewa się z Biblii. Potrafi z zapałem godnym lepszej sprawy opowiadać o intelektualnych sprzecznościach chrześcijańskiej wiary. Kiedy jednak ktoś zaczyna mu głosić Ewangelię, włącza głośną muzykę, odbiera telefon, loguje się na stronę z dowcipami i rży, póki złowrogi pomruk Słowa Bożego nie ucichnie. Cynik w ogóle nie patrzy w stronę Krzyża, bo boi się że Mesjasz mógłby mieć otwarte oczy – a w nich ani krzty sarkazmu czy choćby ironii…

„Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.” (1 Kor 1,22-25)

Dlatego tylko ten może się nazwać gwałtownikiem, komu „przed oczami nakreślono obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego” (Gal 3,1) i kto przez ten obraz spogląda na swoje życie każdego dnia, kto postanowił „nie znać niczego więcej jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1 Kor 2,2) i kto z Niego uczynił swój pancerz.

Gwałtownik wstaje rano nagi. Idzie na Golgotę. Obmywa się Krwią Jezusa. Zdejmuje z drzewa Krzyża umęczone Ciało. Zakłada Je na siebie – jak kapłan zakłada ornat, a rycerz zbroję. Całuje rany Chrystusowych rąk i wkłada w nie swoje dłonie. Całuje rany Chrystusowych nóg i wkłada w nie swoje stopy. Całuje rany zadane przez cierniową koronę i obleka w nie swoją głowę. Całuje ranę boku i wchodzi przez nią cały w Chrystusowe Serce.

Tak ubrany, gwałtownik przypomina sobie słowa Pana: „Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony”. Chwyta pusty Krzyż, jednym szarpnięciem wyrywa Go z ziemi i unosi wysoko w zaciśniętej pięści. Uśmiecha się i rusza do kolejnej bitwy, bo wie, że w takim pancerzu i z takim mieczem w dłoni czeka go tylko chwała.


"Zostałeś tu przyprowadzony po to, abyś to widział" (Ez 40,4)


Widzisz miecz?

Widzisz?


środa, 22 września 2010

Największy w Królestwie

Gwałtownik bierze sobie do serca słowa Pana Jezusa: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3).

Dziecko przeżywa wszystko od początku do końca. Nie zastanawia nad tym, co czuje, ale po prostu czuje. Nie osądza swoich emocji ani nie dzieli ich na dobre i złe, lecz z każdej jednako wyciąga energię. Gdy płacze, płacze jakby umierało. Kiedy się śmieje, rozśmiesza go sama możliwość śmiechu. Gdy usypia, by odpocząć, od razu śni, bo tęskni za rzeczywistością, w której kocha i jest kochane.

Dlatego gwałtownik czuje jak dziecko.

Kiedy dziecko czegoś chce, a nie może tego od razu samo zrobić lub dostać, wyraża swoje pragnienie natychmiast, całym sobą, ze wszystkich posiadanych sił i w każdy możliwy sposób – tak długo, aż pragnienie zostanie wreszcie zrealizowane. Gdy dziecko czegoś chce i ma możliwość się tym zająć, czyni to natychmiast. Pragnienie od razu staje się działaniem.

Dlatego gwałtownik pragnie jak dziecko i działa jak dziecko.

Dziecko ciągle się bawi. W ten sposób się uczy. Szybko i dużo. Biada temu, co oddziela w dziecku naukę od zabawy! Lepiej byłoby takiemu zawiesić kamień młyński u szyi i rzucić się w morze!

Dlatego gwałtownik bawi się jak dziecko, bo jedyną jego motywacją na tym świecie jest: jak najwięcej się nauczyć.

„Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18,4).




środa, 15 września 2010

Zanurkować w brzuchu potwora

Dziś Droga Gwałtownika zamienia się chwilowo w video-bloga. Odpowiadam na pytanie pani Karoliny z młodzieżowego portalu Revolta Discreta.





Jako komentarz uzupełniający przychodzi mi na myśl fragment genialnego utworu Hansa Ursa von Balthasara "Serce świata":

"A ponieważ Słowo pojęło już, że Jego przyjście na świat przyniesie Mu śmierć i zniszczenie i że Jego światło zginie w ciemności, podjęło walkę i wypowiedziało wojnę. Wymyśliło fortel: zanurkować jak Jonasz w brzuchu potwora i wniknąć do najdalszej komórki śmierci. Wypić kielich goryczy, doświadczyć więzienia grzesznej namiętności. Stawić czoła dążeniu do władzy i przemocy.

(...)

Chciał On tak dalece przeniknąć sobą wszystko, że każdy upadek, który miałby się w przyszłości wydarzyć, byłby upadkiem w Nim, a każda struga ludzkiej goryczy i zwątpienia spływałaby odtąd w Jego tajemne otchłanie.

(...)

Plan i fortel Boga jeszcze się jednak nie spełnił. Brakowało mu elementu najważniejszego: brakowało sposobu, aby wniknąć we wnętrze świata i przemienić go od samego środka. Brakowało narzędzia, by wyłamać zaryglowane bramy. Wtedy właśnie Bóg stworzył swoje serce i umieścił je pośrodku świata. Było to serce człowiecze..."


Książka "Przyczajony Chrystus, ukryty Bóg", którą powyższy filmik reklamuje, to natomiast rozbudowana wersja mojej odpowiedzi na pytanie: Jak połączyć się z Sercem Boga i czerpać z tej więzi siłę już tu i teraz?

wtorek, 14 września 2010

Doszło do ostrego starcia (Dz 15,39)

Jakiś już czas temu pan Hołownia zaprosił do swojego programu pana Cejrowskiego. Wiadomo, że Ci dwaj nie darzyli się wcześniej specjalną sympatią, ale to spotkanie przerodziło się w jawny konflikt. Rozmowa przypominała bardziej zapasy na emocje, niż wymianę zdań. I skończyła się tak:





Od tej pory sporo młodych osób pyta mnie o zachowanie pana Cejrowskiego mniej więcej w tym stylu: Dlaczego musiał być taki niemiły? Czemu tak "ciupał" Hołowni? Czy wierzącym w ogóle wolno się kłócić? Czy nie powinniśmy dawać przykładu miłości bliźniego? Czy chrześcijanom przystoi takie agresywne zachowanie? Jesteśmy z jednego Kościoła, to czy nie powinniśmy się lubić i nawzajem popierać? Etc.

Przede wszystkim nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym być - jako osoba wierząca - miły wobec kogoś, kogo nie lubię. Albo kto mi się z jakiegoś powodu nie podoba. Pan Jezus nie był. Faryzeuszy nie tylko publicznie piętnował, ale też obrzucał epitetami. Wytykał im grzech i jednocześnie potrafił zwyzywać od "grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego syfu" (Mt 23,27). Tak samo traktował uczniów, gdy Mu podpadli. Kiedy się na przykład dowiedział, że nie potrafili uzdrowić epileptyka, wrzasnął na nich: "O, plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami? Jak długo jeszcze mam was cierpieć?" (Mt 17,17). Piotra zaś, który w pewnym momencie ośmielił się zwrócić Mu uwagę, zgasił krótkim: "Zejdź mi z oczu, szatanie!" (Mk 8,33). Ostro? Ostro. Musiał tak? Może nie musiał. Ale zrobił tak i tylko to się liczy.

Po drugie, dlaczego niby otwarta konfrontacja - nawet i między wierzącymi - miałaby być czymś nagannym? Dzieje Apostolskie, zapis genialnego działania Boga w pierwszym Kościele, to także wielka kronika otwartych starć, dzięki którym klarowało się nauczanie w tymże Kościele. Które wdowy ważniejsze: hellenistów czy Hebrajczyków? Kto ma się zajmować zarządzaniem, a kto przepowiadaniem? Czy pogan po przyjęciu wiary w Jezusa obrzezać czy nie obrzezać? Mięso ze świni jeść czy nie? Co więcej: to również opowieść o otwartych starciach, które... nie wiadomo czemu miały służyć. Pod koniec 15 rozdziału znajdujemy na przykład wyjaśnienie dlaczego rozpadł się ewangelizacyjny dream-team: Paweł & Barnaba. Otóż Paweł nie lubił koleżki o imieniu Jan (ksywa: Marek, późniejszy Ewangelista), bo się na nim kiedyś zawiódł, a tymczasem Barnaba chciał go wziąć mimo wszystko na ich kolejną misję. I co? "Doszło do ostrego starcia, tak że się rozdzielili: Barnaba zabrał Marka i popłynął na Cypr, a Paweł dobrał sobie za towarzysza Sylasa" (Dz 15,39n). I co? Pogodzili się chłopaki? Nic na to nie wskazuje. Pismo nie wspomina juz więcej o Barnabie. Wcięło go na tym Cyprze. Czy Łukasz, autor Dziejów, się tym zgorszył? Nie, bo otwarcie o tej akcji pisze. Czemu więc my mielibyśmy się czymś takim gorszyć?

Gwałtownik nie chce grzeszyć uprzejmością.
Gwałtownik jasno wyraża swoje zdanie.
Gwałtownik, gdy trzeba, okazuje gniew.
Gwałtownik zawsze idzie swoją drogą do nieba.


Dlatego - to chyba oczywiste - nie podobała mi się ta potyczka Hołowni z Cejrowskim. Bo - jak na chrześcijan - za cieniuśka była! Niby coś powarczeli na siebie, popatrzyli z byka, powymieniali jakimiś uszczypliwościami i... no, właśnie. I co? Nie dość, że nuda, to jeszcze nie wiadomo, o co chodzi. A niechby tak sobie prosto w gęby, bez ogródek powiedzieli: czemu się tak na siebie jeżą i za jakie wcześniejsze czyny albo słowa pretensje do siebie mają! Nie dość, że my mielibyśmy jasność, to jeszcze może i tym panom coś by się ułożyło. A tak?

Ech, Pawle i Barnabo, módlcie się za nami, żebyśmy się chociaż kłócić umieli po Bożemu!

poniedziałek, 6 września 2010

Dlaczego Droga Gwałtownika?

Chrześcijaństwo to wiara w Jezusa. Jedyny pewny sposób na życie w obfitości i radości oraz na dostanie się kiedyś do nieba. Bo „nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12). „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus” (1 Tm 2,5).


Zanim wierzących nazwano chrześcijanami, mówiło się o nich, że są „zwolennikami Drogi” (Dz 9,2). Ale czy można powiedzieć o chrześcijaństwie, że jest Drogą Gwałtownika?

Można. Nawet trzeba.

Przede wszystkim ze względu na Jezusa.

On sam powiedział wyraźnie: „Aż do Jana sięgało Prawo i Prorocy; odtąd głosi się Dobrą Nowinę o królestwie Bożym i każdy gwałtem wdziera się do niego” (Łk 16,16). Tak! „Królestwo Niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je” (Mt 11,12).

Jezus sam był takim gwałtownikiem. Miał serce groźne, ale dobre. Groźne, bo dobre. I dobre, bo groźne. To serce kazało Mu upleść własnoręcznie bicz, którym później wypędził przekupniów ze świątyni. To serce kazało Mu z czułością i delikatnością błogosławić dzieci. To serce kazało Mu stanąć w obronie skazanej na śmierć cudzołożnicy. To serce kazało Mu wyśmiać otwarcie obłudę faryzeuszy.

To serce pozwoliło Mu stoczyć na krzyżu zwycięski bój o Twoją duszę.

Uczeń naśladuje mistrza. Ktokolwiek więc chce zostać uczniem Chrystusa, zamienia się w gwałtownika. Oczywiście, ten rodzaj gwałtowności nie ma nic wspólnego z przyziemną porywczością, choć czasem bywa równie agresywny. Jak więc podążać ta wąską ścieżką, by nie zbłądzić, ale piąć się zdecydowanie w górę?

Oto miejsce, gdzie będziemy się nad tym wspólnie zastanawiać i inspirować do konkretnych kroków. Wprost. Na całego. Na zabój.

Gotowi?

Do dzieła!