Jakiś już czas temu pan Hołownia zaprosił do swojego programu pana Cejrowskiego. Wiadomo, że Ci dwaj nie darzyli się wcześniej specjalną sympatią, ale to spotkanie przerodziło się w jawny konflikt. Rozmowa przypominała bardziej zapasy na emocje, niż wymianę zdań. I skończyła się tak:
Od tej pory sporo młodych osób pyta mnie o zachowanie pana Cejrowskiego mniej więcej w tym stylu: Dlaczego musiał być taki niemiły? Czemu tak "ciupał" Hołowni? Czy wierzącym w ogóle wolno się kłócić? Czy nie powinniśmy dawać przykładu miłości bliźniego? Czy chrześcijanom przystoi takie agresywne zachowanie? Jesteśmy z jednego Kościoła, to czy nie powinniśmy się lubić i nawzajem popierać? Etc.
Przede wszystkim nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym być - jako osoba wierząca - miły wobec kogoś, kogo nie lubię. Albo kto mi się z jakiegoś powodu nie podoba. Pan Jezus nie był. Faryzeuszy nie tylko publicznie piętnował, ale też obrzucał epitetami. Wytykał im grzech i jednocześnie potrafił zwyzywać od "grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego syfu" (Mt 23,27). Tak samo traktował uczniów, gdy Mu podpadli. Kiedy się na przykład dowiedział, że nie potrafili uzdrowić epileptyka, wrzasnął na nich: "O, plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami? Jak długo jeszcze mam was cierpieć?" (Mt 17,17). Piotra zaś, który w pewnym momencie ośmielił się zwrócić Mu uwagę, zgasił krótkim: "Zejdź mi z oczu, szatanie!" (Mk 8,33). Ostro? Ostro. Musiał tak? Może nie musiał. Ale zrobił tak i tylko to się liczy.
Po drugie, dlaczego niby otwarta konfrontacja - nawet i między wierzącymi - miałaby być czymś nagannym? Dzieje Apostolskie, zapis genialnego działania Boga w pierwszym Kościele, to także wielka kronika otwartych starć, dzięki którym klarowało się nauczanie w tymże Kościele. Które wdowy ważniejsze: hellenistów czy Hebrajczyków? Kto ma się zajmować zarządzaniem, a kto przepowiadaniem? Czy pogan po przyjęciu wiary w Jezusa obrzezać czy nie obrzezać? Mięso ze świni jeść czy nie? Co więcej: to również opowieść o otwartych starciach, które... nie wiadomo czemu miały służyć. Pod koniec 15 rozdziału znajdujemy na przykład wyjaśnienie dlaczego rozpadł się ewangelizacyjny dream-team: Paweł & Barnaba. Otóż Paweł nie lubił koleżki o imieniu Jan (ksywa: Marek, późniejszy Ewangelista), bo się na nim kiedyś zawiódł, a tymczasem Barnaba chciał go wziąć mimo wszystko na ich kolejną misję. I co? "Doszło do ostrego starcia, tak że się rozdzielili: Barnaba zabrał Marka i popłynął na Cypr, a Paweł dobrał sobie za towarzysza Sylasa" (Dz 15,39n). I co? Pogodzili się chłopaki? Nic na to nie wskazuje. Pismo nie wspomina juz więcej o Barnabie. Wcięło go na tym Cyprze. Czy Łukasz, autor Dziejów, się tym zgorszył? Nie, bo otwarcie o tej akcji pisze. Czemu więc my mielibyśmy się czymś takim gorszyć?
Gwałtownik nie chce grzeszyć uprzejmością.
Gwałtownik jasno wyraża swoje zdanie.
Gwałtownik, gdy trzeba, okazuje gniew.
Gwałtownik zawsze idzie swoją drogą do nieba.
Dlatego - to chyba oczywiste - nie podobała mi się ta potyczka Hołowni z Cejrowskim. Bo - jak na chrześcijan - za cieniuśka była! Niby coś powarczeli na siebie, popatrzyli z byka, powymieniali jakimiś uszczypliwościami i... no, właśnie. I co? Nie dość, że nuda, to jeszcze nie wiadomo, o co chodzi. A niechby tak sobie prosto w gęby, bez ogródek powiedzieli: czemu się tak na siebie jeżą i za jakie wcześniejsze czyny albo słowa pretensje do siebie mają! Nie dość, że my mielibyśmy jasność, to jeszcze może i tym panom coś by się ułożyło. A tak?
Ech, Pawle i Barnabo, módlcie się za nami, żebyśmy się chociaż kłócić umieli po Bożemu!
Zgadzam się z Autorem bloga. Ciepłe misie ;-)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Fabbsem.
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą to w kościele jakoś się przyjęło, że faceci muszą się zachowywać jak baby.
W książce "Dzikie serce" autor wyjaśnia, że faceci to nie kobiety, ale w dzisiejszych czasach, gdzie dominują dziwne ruchy wyrównania szans i zrównania kobiety z mężczyzną ludziom się miesza w głowach. :)
Jacko, tak, zachęcam do bycia niemiłym. Podałeś parę cytatów, ale w notatce ja również kilka ich podałem. Pan Jezus powiedział: "miłujcie", ale gdzie wyjaśniał, że to znaczy "bądźcie mili"? Nigdzie. Jeśli Ci mało podanych już przykładów, przytoczę jeszcze dwa.
OdpowiedzUsuńPrimo, do zgnębionej Syrofenicjanki, która Go prosi o uwolnienie opętanej córeczki, Jezus mówi: "Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom" (Mk 7,27). W końcu dokonuje cudu, ale miły to na pewno nie jest.
Secundo, gdy ktoś przerwał Mu nauczanie, przychodząc z informacją, że Matka chce z nim mówić i czeka na Niego, Jezus poirytowany odparł: "Któż jest moją Matką?" (Mt 12, 48). Dalsze słowa są pochwałą postawy Maryi, niemniej: miłe to nie było, prawda?
Przykładów tego typu zachowań Pana Jezusa możnaby mnożyć. A czy On nie kochał ludzi? Kochał. Widać więc, że do miłości bliźniego wcale nie trzeba być sympatycznym czy nawet uprzejmym. To zwykłe wnioskowanie, nie prowokacja ;) Pozdrawiam!
-> Mack, hahahaha, toś im pojechał :D
OdpowiedzUsuń-> Sebastian, polecam także wydaną przez "W drodze" książkę Davida Murrowa pt. "Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła". Klasyk! ;)
Jacko, wówczas chrześcijanin wstaje, opierdziela cały tramwaj za znieczulicę społeczną czy coś tam, opierdziela babcię za samotne szlajanie się po niebezpiecznych miejscach, następnie sadza ją na swoim (byłym już) miejscu i pełnym głosem, z ręką na sercu, intonuje: "Boże, coś Polskę"... ;p
OdpowiedzUsuńNo, co to za przykład podajesz? :D
Zaś komentarz z Tysiąclatki wcale nie wyjaśnia dlaczego Pan Jezus zachował się wobec Syrofenicjanki tak obcesowo. Tłumaczy jedynie czemu Jezus niechętnie wchodził w relacje z ludźmi spoza Izraela. Ale Jego agresji nie tłumaczy. No bo nie mógł jej po ludzku powiedzieć, że jest "posłany do owiec"? Musiał od razu z psami wyjeżdżać? ;)
A inna rzecz, że jakoś żadnych obiekcji Pan Jezus nie wyrażał wobec setnika z Kafarnaum - poganina! - w imieniu którego przybyła starszyzna żydowska. Czy dlatego, że zbudował za własne pieniądze synagogę dla lokalnej wspólnoty? Porównaj: Łk 7, 1-5.
No tak. Faceci w dzisiejszym Kościele zbytnio się "ocieplili" co widzimy po przykładzie Pana Jacko :D Wydziwnione przykłady z babcią-przecież gacet wie jak się ma zachować - niech tylko dopuści siebie do głosu, a nie idzie za tym co mówią inni ("facet dobry facet grzeczny facet cichy).
OdpowiedzUsuńA co do Pana Cejrowskiego(którego bardzo lubie) i Pana Hołowni(którego lubie troche mniej) to myśle że Ojciec ma razje. Jak by tak podeszli powyszczelali się po tważy itp to może by było wiadomo o co chodzi :)
no dokładnie, Ojcze! Patrzę na tytuł filmiku, podpis... Cejrowski ciupie Hołowni. OK. Oglądam. I do ostatniej sekundy czekałam na owe ciupanie... no słabo, słabo.
OdpowiedzUsuńcenię sobie pana Cejrowskiego, bo naprawdę ma dużą wiedzę. i serio czekałam na coś mocnego ;)
Jacko, ja myślę, że większym "grzechem" (jeśli już muszę użyć tego słowa) jest skrywana niechęć, tutaj też fałszywość, niż jawny dystans... pozdrawiam (:
Nie uważam, że bycie uprzejmym jest czymś złym jak również, że bycie aroganckim jest czymś dobrym! Uważam natomiast, że trzeba zawsze być sobą i robić to z pasją, ze wszelkimi tego konsekwencjami!
OdpowiedzUsuńPatrząc na postawę Hołowni zastanawiam się.. czy jemu było głupio że Cejrowski go tak traktuje, czy było mu żal Cejrowskiego że się tak zachowuje... Ostatnio gdy spotkałem niezbyt miłego katolika nawróciłem się ;)
OdpowiedzUsuńJacko, te nowsze tłumaczenia zgadzaja się z oryginałem, bo Jezus rzeczywiście mowi o szczeniakach, a kobieta w związku ze szczeniakami Mu odpowiada. W greckim tekście tu i tu pada to samo słowo. Ale w warstwie znaczeniowej lepsze jest tłumaczenie starsze, bo jednak skoro dzieci Izraela Jezus traktuje jak ludzkie, a dziecko Syrofenicjanki porównuje do szczeniaka, to znaczy chodzi mu o "potomstwo psów", a więc nie wprost zdaje się mówić do kobiety: jesteś psem, a Ja dzieci mam wykarmić. Piszę jednak "zdaje się mówić", bo w rzeczywistości sens wypowiedzi Jezusa jest jeszcze głębszy, zas Syrofenicjanka genialnie to wyłapuje, że Jezus - mimo wszystko - jej nie obraża, tylko wystawia na próbę jej miłość.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJacko: Aleś jest upierdliwy :D !!! No chyba wiadomo że się chce w sobie obudzić (przynajmniej ja tak myśle) tego Wojownika PRAWDZIWEGO ;)))
OdpowiedzUsuńi nie każ mi prosze mówić, co ma zrobić facet w takiej sytuacji autobusowej O.o
Dość;p
-> Nef, Jacko, nie chciałbym tu się trudnić jakimś wirtualnym swataniem czy coś, ale... to Wasze starcie może być - że zacytuję znaną kwestię z "Casablanki" - początkiem pięknej przyjaźni. Więc może umówicie się na real ;) Hahaha...
OdpowiedzUsuńWszystko fajnie – katoliki owszem mogą się niezgadzac, kłócić też się mogą, ale żeby się tak przekrzykiwać który lepszy???? Jak dzieci w piaskownicy który ma dłuższą szabelkę??? No ludzie. Jezusowi chyba nie o to szło gdy mówił „stańcie się jak dzieci”
OdpowiedzUsuńJa rozumiem że obaj panowie są wierzący i każdy tą wiarę praktykuje na swój własny sposób, zgodny z nim samym (to tak jak pod poprzednim postem fabbsa pisaliśmy, że jedni w jego przepowiadaniu odnajdują prawdziwe oblicze Boga, a inni schodzą na zawał bo wolą „spokojne” oblicze Boże prezentowane np kościołach parafialnych). I tyle. Niechże więc panowie idą pod te kliniki aborcyjne i każdy walczy o nienarodzonych na swój sposób, jaki tam mu Pan Bóg podpowiada, a nie na wizji się kłócą który lepiej broni niewiniątek, a który powinien być ekskomunikowany. Więc reasumując: Fabbs, zgadzam się, możemy się kłócić, ale konstruktywnie do cholery, a nie tak jak wszyscy – byleby moje na wierzchu było. Więc jak się panowie nie lubią to niech się rzeczywiście omijają z daleka, ale jak się już spotkali, to niech mówią z sensem. Zwłaszcza na wizji. Bo jakie to świadectwo dla świata? No żenuła. Ja gdybym ich przed nawróceniem zobaczyła, tobym na pewno dobrze o Jezusie sobie nie pomyślała.
A co do Jezusa, który ostro traktował uczniów i zresztą nie tylko uczniów to problem mam taki, że gdyby do mnie tak ktoś powiedział „zejdź z moich oczu szatanie” jeszcze jakiś czas temu, to bym po prostu zeszła (czyt. odeszła od Kościoła). Teraz, gdy już lepiej znam Jezusa, i jestem z Nim bliżej, to pewnie bym się zastanowiła i szukała w tym sensu (zresztą zdaje się w homilii w Wolborzu którą mam na CD sam ojciec mówiłeś że Jezus tak mówił do szatana samego). Zresztą haloooooo, to mówił sam Jezus, a nie Jego uczniowie. On miał wgląd w człowieka i wiedział co mu powiedzieć w danym momencie. Czy my możemy tak ostro traktować innych??? Bo tak to zrozumiałam, że skoro Jezus tak robił to i my możemy. Ja tam bym się nie podjęła, no ale.... Proszę o rozjaśnienie.
Myślę sobie że każdy z nas co innego myśli mówiąc, że ktoś jest miły. Dla jednego miły to ten, który nie jest agresywny, dla innego uśmiechnięty, a dla jeszcze innego zawsze odpowiadający spokojnym tonem na pytania itd.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem trzeba być miłym kiedy jest na to czas, a groźnym wtedy, gdy bronimy kogoś lub coś. Jak się wkurzam to staram się o tym mówić i podkreślić to podniesionym tonem. Ale jak sytuacja konfliktowa minie to jestem miły. Obecnie uczę się dobierać formę komunikacji do sytuacji.
Agae, słusznie. "Możemy się kłócić, ale konstruktywnie do cholery". Właśnie, stąd to moje pobożne wezwanie na końcu tekstu ;) Zgadzamy się.
OdpowiedzUsuńA co do tego, że możemy się czasem traktować ostro? Oczywiście. "Niech każdy z was mówi prawdę do bliźniego, bo jesteście nawzajem dla siebie członkami. Gniewajcie się, a nie grzeszcie" (Ef 4,25-26). Tak po prostu ;)
Oj no nie wiem. Panowie się ostro potraktowali i nic z tego nie wyniknęło. Obaj mieli rację. Przecież takie ostre traktowanie, jakie oni na ten przykład zastosowali, wiąże się z osądem bliźniego, a przecie właśnie sądzić nie mamy. Tak też Jezus sam mówił. Owszem, w rozmowie z przyjacielem to ja mogę sobie "pojechać po całości", bo potem to sobie wyjaśnimy, dogadamy i już. Ale żeby tak do wszystkich to zastosować... Hmm, bym się bała. Może duchowny to tak, jakieś większe prawa ma. Ale ja powtarzam: wglądu w duszę nie mam. Mogę zranić, złamać, zniechęcić i klops. Panowie cejrowski z hołownią się chyba właśnie do siebie tylko jeszcze bardziej zniechęcili i uważają siebie nawzajem za kiepskich katolików. No to chyba takie ostre starcie jest bez sensu, co?
OdpowiedzUsuńNie, żadnego uszczegóławiania. Chrześcijanin, to człowiek, który w każdej sytuacji w swoim sumieniu pewne rzeczy rozeznaje. Czasem trzeba nadstawić policzek, pokazać, że nie tylko własny interes i własna wygrana się liczy, że jest coś więcej a czasem trzeba po prostu nie pozwalać na zło, mówić o pewnych sprawach wyraźnie a nawet dać po gębie. ;-) Trzeba mieć opanowane obie reakcje. Bo co to za nadstawianie drugiego policzka skoro ja nie umiem się bronić i co to za słuszna obrona skoro nie umiem nadstawić drugiego policzka.
OdpowiedzUsuńW chrześcijaństwie nie ma zasad. Są jedynie drogowskazy a trzeba dbać o sumienie i postępować tak jak ono mówi w świetle tego, co mówi nam ewangelia.
Myślę, że dlatego bardzo ważne jest w początkowym etapie nawrócenia poznawanie nauki kościoła i kształtowanie oczyszczanie swojego sumienia.
Jeżeli ktoś w reakcji jak na taki filmik u góry mi mówi, że chrześcijanin powinien być dobry, łagodny i uprzejmy, to albo sam praktykuje wiarę od niedawna albo po prostu nie praktykuje wcale i opowiada frazesy. Łatwo jest cytować z Biblii fragmenty o miłowaniu, bo to odpowiada ogólnie przyjętym wzorom świętości (z których należy się wyzwolić, bo ważniejszy jest Bóg niż nasze wzorce). Trudniej zauważyć, że apostołowie, to było męskie towarzystwo (wino, nie raz ostre słowa). Łatwo sobie mówić o tym, że to starotestamentowy Bóg był groźny a w nowym już łagodny i miłosierny skoro nikt nie czyta Dziejów a z listów zna 13 rozdział listu do Koryntian. Jakoś wszyscy mamy na ogół dobre rozeznanie, że jeżeli jest wojna, to można się bronić, wiadomo, że przy tym się zabija. Jak nas chcą zabić, to też wiadomo jeszcze, że można się bronić i jeśli nie było wyjścia i odebrało się w takiej sytuacji życie drugiej osobie, to też na ogół jest jasne. Trochę jest trudniej kiedy np. antyterroryści odbierają czyjeś życie (terrorystów) w obronie niewinnych osób, ale to też jest do przyjęcia przez większość osób i też jest jasne. Dlaczego ludzie nie rozumieją, że podobnie jak w obronie własnego życia tak samo w obronie własnej godności, jeżeli ktoś mnie chamsko zaczepia i prowokuje, to jak mu mogę jako chrześcijanin ostro odpowiedzieć?
Może trochę odszedłem od tematu, ale mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie. ;-)
I jeszcze mnie tak zastanawia jedna rzecz. Jak przychodzi do nas biznesmen albo ktoś podobny i chce od nas pieniądze na inwestycję, to mu naturalnie nie ufamy, dobrze sprawdzamy kto to jest, co za interes i nawet jeżeli ma najlepsze kwalifikacje, to jeśli mu za bardzo nie zaufamy, jeśli nie jest to obwarowane odpowiednimi umowami prawnymi, to nie wchodzimy w ten układ. Nawet wspólny interes z bankiem jak posiadanie konta jest obwarowane ustawami dla zabezpieczenia stron. I to wszystko jest normalne, jeśli chodzi o pieniądze. A w świecie duchowym, w dobrych duchowych nieporównywalnie cenniejszych od pieniędzy, dlaczego mam wierzyć i ufać bezgranicznie byle frajerowi tylko dlatego, że przedstawia się jako chrześcijanin i kreuje w okół siebie taki wizerunek?
OdpowiedzUsuńMarcin, nic dodać, nic ująć, zgadzam się w 100 % ;)
OdpowiedzUsuńWitam. Zacznę od cytatu: "...wówczas chrześcijanin wstaje, opierdziela cały tramwaj za znieczulicę społeczną czy coś tam, opierdziela babcię..."
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Mnie interesuje wulgaryzm w ustach chrześcijanina. Czy jest konieczny? Czy obecnością wulgaryzmu mierzy się radykalizm postawy chrześcijanina w tej sytuacji? Odniosłem wrażenie, że tak. Dopóki obaj panowie nie używają wulgaryzmów postrzegamy ich jak "ciepłe misie", ale niech no się komuś wymsknie: "opierdzielić", "chrzanić", to dopiero to jest prawdziwie radykalne. Czy radykalizm rodzi się dopiero w wyniku utraty kontroli nad własnym językiem, emocjami lub jednym i drugim naraz? Mam również wrażenie, że mieszają się tu dwa światy: świat związany z osobowością i temperamentem chrześcijanina i jakimś "obiektywnie poprawnym radykalizmem". Nie zgadza mi się to. Nie każdy radykalny chrześcijanin zacznie "opierdzielać" - cokolwiek by to nie znaczyło. Jeśli ma to w swoim choleryczno sangwinistycznym charakterze to z pewnością, ale nie każdy jest taki. Ponieważ sam zaczynam się emocjonować powiem tylko tak: nie uważam, że miarą radykalizmu jest jakiś sposób prowadzenia rozmowy czy po prostu życia. Moim zdaniem jest nią bardziej stałość i pewność w tej postawie, oraz umiejętność i odwaga wyjaśnienia sobie i innym dlaczego tak ze mną jest. "Mówienie prawdy"? Oczywiście, ale dlaczego zaraz w uniesieniu? "Mówienie prawdy"? Oczywiście, ale dlaczego w bliskim sąsiedztwie z "gniewaniem się". Ja odczytuję "gniewanie się" jako dopuszczalną możliwość, a nie nieodłączny element mówienia sobie prawdy. Już tak na koniec: nie pasują mi w ustach chrześcijanina wulgaryzmy. Żeby nie było...mnie samemu też czasem ciśnie się na usta słowo niecenzuralne, ale wybrałem radykalną drogę nieużywania go.
Pozdrawiam serdecznie
Michale, przykład z "opierdzielaniem" był sarkastyczny, celowo groteskowy i przerysowany. Naprawdę tego nie zauważyłeś? Nawet po moim dramatycznym pytaniu u końca tegoż obrazka?
OdpowiedzUsuńCo się zaś tyczy wulgaryzmów: skoro słowo "opierdzielać" jest według Ciebie wulgarne, to jaka byłaby Twoja reakcja, gdybym napisał, że "chrześcijanin op***dala staruszkę"? ... I czy byłaby różnica, gdybym to napisał bez gwiazdek? Jaka?
Na szczęście tego nie napisałem ;)
Pozdrawiam najserdeczniej!
Niestety, sarkazmu nie zauważyłem :-) Może dlatego, że samą sugerowaną reakcję tramwajową popieram. Istotną różnicą jest to, co rozumiem przez "opierdzielać" i co zamierzam w związku tym naprawdę zrobić w rzeczonym tramwaju...jeśli będzie to oznaczać kolejne wulgaryzmy to nie zgadzam się na taki radykalizm.
OdpowiedzUsuńCzy słowo "opierdzielać" jest wulgarne w moim pojęciu? Nie tylko w moim. Większość słowników j.polskiego określa ten termin "wulgarny", "wulgarnie". Część słowników zna ten termin, ale nie wyjaśnia jego znaczenia, a część słowników w ogóle nie zna tego terminu. Co zaś się tyczy eskalacji wulgaryzmów sądzę tak: zawsze można coś powiedzieć spokojnie, łagodnie, stanowczo, zdecydowanie, ostro i.....wulgarnie, z tą tylko różnicą, że wylgaryzm nie ma odcieni, a kropki...cóż - kropki dla znaczenia wyrazu nie grają żadnej roli. Znaczenie jest to samo. Kropki świadczą natomiast o kulturze piszącego.
Pozdrowienia.
PS. A tak na marginesie: tak mnie Ojciec zainspirował tym Koheletem.....że magluję go codzienie...ale niestety nijak się radosności w tej księdze doczytać nie mogę..próbuję dalej :-)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI jeszcze słowo do Marcinnna: Tak – w interesach sprawdzamy wiarygodność kontrahentów, ale czy z tego wynika, że mam sprawdzać wiarygodność ludzi podających się za chrześcijan. Jak? Wtedy rzeczywiście takie pyskówki jak ta na załączonym filmiku byłyby na porządku dziennym.
OdpowiedzUsuńTego nie rozumiem.
Musiałam poprawić poprzedniego posta bo napisałam niezrozumiale trochę ;) Późno było ;) Miało być tak:
OdpowiedzUsuńJuż wiem z czym mam problem. Ano z tym, że
Fabbs pisze, że chrześcijanin może być ostry a jako przykład ostrego starcia podaje filmik, na którym się cejrowski z hołownią kłóci. A mnie to bardziej wygląda na czczą,bezproduktywną paplaninę jakąś. Uff, miałam z tym postem nie lada zagwostkę, bo niby się zgadzam, ale coś mi nie pasuje.
Swoją drogą ciekawe, czy można w świecie znaleźć jakieś przykłady prawdziwych „ostrych starć” pomiędzy chrześcijanami. Takich, z których wynika coś – jakieś dobro? Poza tymi z mojego własnego poletka domowego, czyli moje "ostre starcia" z własnym małżonkiem;)I poza tymi z tego bloga ;);)
No i biorę sobie do serca to co Fabbs pisałeś jako odpowiedź na moje poprzednie pytanie: "Niech każdy z was mówi prawdę do bliźniego, bo jesteście nawzajem dla siebie członkami. Gniewajcie się, a nie grzeszcie" (Ef 4,25-26). Tak po prostu.
Mam pytanie :słuchając Ojca Fabiana na rekolekcjach-była mowa o tym ,że chrzescijanin powinien iść za głosem serca.Ma na ziemi spełniac swoje pragnienia.Otóż ja jestem osobą zakochaną w człowieku po rozwodzie.I teraz jak to jest-że raczej nie wolno mi pożądac tejże osoby w wymiarze nawet duchowym..Jeśli się kochamy-czemu kościół tego zabrania..?Nie wnikam juz z czyjej winy był rozwód-bo to zawsze jest po srodku..Natomiast wiadomo mi ,że to żona kategorycznie odeszła.Czemu taka osoba jest skazana na samotnośc do końca życia??Czemu ja nie moge go kochać-choc tak dyktuje mi serce ,a miłość jest dobrem?...
OdpowiedzUsuńJedi, Kościół zawsze i każdemu pozwala kochać. Skąd przyszło Ci do głowy, że mogłoby być inaczej? Co więcej, broni zaciekle tego, co stanowi istotę miłości: wzajemnej odpowiedzialności, uczciwości i wierności. Czy chciałabyś się związać z facetem, który mówi Ci "kocham cię, ale nie wiem na jak długo"? To cóż to za miłość wtedy? Ot, przelotne zauroczenie zapewne. Mężczyzna, w którym się zakochałaś powiedział już kiedyś innej "i że cię nie opuszczę aż do śmierci", a teraz flirtuje z Tobą. Czy to Cię napawa nadzieją na przyszłość? Może właśnie powinnaś wniknąć bardziej w meandry jego rozwodu i dowiedzieć się dlaczego żona odeszła od niego tak kategorycznie. I czemu on o nią przestał walczyć.
OdpowiedzUsuńHeh, to ja się teraz odniosę trochę wstecz do wulgaryzmu chrześcijańskiego. Moim zdaniem język polski jest tak bogaty, że spokojnie dla każdego starczy ostrych słów. Osobiście nienawidzę wulgaryzmów, przy czym akurat "opierdzielać" uważam za wyraz który jest że tak powiem na granicy pomiędzy brzydkim słowem a wulgaryzmem.
OdpowiedzUsuńPoza tym najczęściej to brakuje odwagi mówiącego czy kłócacego się, a nie ostrych słów. takie zawsze można znaleźć.
Osobiście na to "cierpię" - jak moi koledzy z klasy najeżdżają na moją religię/krzyż czy cokolwiek innego to zaczyna we mnie wrzeć i kipieć ale jak na razie raz jedyny raz udało mi się to wyrazić w ostrzejszych słowach niż zazwyczaj. A i tak nie wystarczająco ostrych w takiej sytuacji...
Szczerze mówiąc po przeczytaniu tego co jest tutaj mam mieszankę w głowie. Zaintrygowały mnie słowa, że Pan Jezus nie wszystkich lubił, wogóle nie umiem tego zrozumieć. Zawsze kojarzyło mi się że On właśnie kocha i lubi wszystkich, a to, że czasem był surowszy to dlatego, że wiedział, jaki sposób wymowy trafi do kogo, inaczej postępował wzgl. mężczyzn inaczej wzgl. kobiet. To znaczy, że teraz On też jednych lubi, drugich mniej? Jaką mam pewność, że właśnie mnie darzy sympatią? I jak jest możliwe, ze zarówno Paweł i Barnaba są świętymi, skoro nie ma słowa o pojednaniu? O co tu chodzi???
OdpowiedzUsuń"Przede wszystkim nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym być - jako osoba wierząca - miły wobec kogoś, kogo nie lubię. Albo kto mi się z jakiegoś powodu nie podoba. Pan Jezus nie był. Faryzeuszy nie tylko publicznie piętnował, ale też obrzucał epitetami". PAN JEZUS NIE PIĘTNOWAŁ LUDZI, ALE ICH ZACHOWANIE! WEDŁUG MNIE ZDANIE JEST ŹLE SFORMUŁOWANE! I WEDŁUG MNIE LUBIŁ I LUBI KAŻDEGO CZŁOWIEKA.... ALE FAKT FAKTEM POWINIEN SIĘ WYPOWIEDZIEĆ TUTAJ AUTOR.
OdpowiedzUsuńEmka, zdanie sformułowałem dokładnie tak, jak chciałem, bo tak myślę. Na dowód podałem w powyższym wpisie przykłady. Jeśli uważasz inaczej, to szanuję to, ale udowodnij swoją opinię. Wówczas będziemy mogli dalej porozmawiać.
OdpowiedzUsuńJakoś sobie nie potrafię wyobrazić, że Jezus obrzuca epitetami faryzeuszy... nie wiem, mam mentlik w głowie, mnie uczą tego, aby nie potępiać człowieka, ale jego zachowanie, to o co chodzi? Czy Jezus przekreślał faryzeuszy?
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze pytanie o to, kogo Jezus lubi? Chciałabym wiedzieć, czy lubi czy nie ;-) ?
OdpowiedzUsuńW naszym prostym zyciu milosc odgrywa bardzo szczególna role. Teraz jestesmy w stanie uczynic twoje zycie milosne zdrowym i nie ma miejsca na zadne klopoty. Wszystko to jest mozliwe dzieki AGBAZARA TEMPLE OF SOLUTION. Pomógl mi rzucic zaklecie, które przywrócilo mojego zaginionego kochanka z powrotem na 48 godzin, które zostawily mnie dla innej kobiety. mozesz takze skontaktowac sie z nim ( agbazara@gmail.com ) lub WhatsApp / Call: ( +2348104102662 ), i byc szczesliwym na wieki, tak jak teraz z jego doswiadczeniem.
OdpowiedzUsuń