- Popatrz na siebie. Dziury w kolczudze. Szczerby na mieczu. Kurz to we włosach czy już siwizna? Ręce ci drżą od tych zmagań i nie przestają nawet, kiedy nieco odpoczniesz. Jednak w każdej chwili, wymarszu czy powrotu, powitania czy pożegnania, zwycięstwa czy porażki, widzę w twoich oczach te same iskry. Jakbyś zawsze się… cieszył. Jak ty to robisz?
Odstawił kubek na cembrowinę studni i się uśmiechnął.
- Po prostu się cieszę.
Potrząsnęła głową z dezaprobatą aż parę kosmyków włosów posypało jej się na policzki.
- A cóż to za odpowiedź? Życie często nie daje powodów do radości.
Dotknął jej dłoni.
Obruszyła się.
- Nawet jak nie ma z czego?
Odpowiedział jej śmiechem.
- Mylisz radość z uczuciem zadowolenia.
- A to nie to samo?
- Nie. Zadowolenie pojawia się, gdy ci się coś uda. Chcesz czegoś i to robisz albo dostajesz. Radość natomiast cały ten proces poprzedza. Radość nie ma powodów. Ba! Trzeba ją mieć w sercu najpierw, żeby czegokolwiek w ogóle zapragnąć, a potem, żeby to, czego się pragnie, osiągnąć i dopiero mieć powód do zadowolenia. Radość wynika z samego istnienia twojej duszy. Wystarczy, że sobie uświadomisz, że Bóg ciebie, świat i historię, w której żyjesz i którą tworzysz, wymyślił z miłości. I do miłości w końcu musisz dotrzeć. Dlatego Pismo mówi „Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca” (Ps 37,4). Rozumiesz? Radość na początku, u podstawy wszystkiego, później dopiero marzenia i dążenie do nich.
Westchnął i ścisnął jej dłoń.
- Dlatego w głębi serca walczę o to, żeby się cieszyć. Tak po prostu. I zawsze dostaję, czego naprawdę chcę.
Zachichotała, dotknęła jego twarzy, ale po chwili dorzuciła jeszcze z przekorą:
- Jednak przecież w życiu czasem nie dostajesz tego, czego pragniesz. Co wtedy?
- Wtedy nie przestaję się cieszyć. Robię natomiast wszystko, żeby zapragnąć tego, co właśnie dostaję. Bo radością i pragnieniem możesz zmienić każdą kolej losu.
"Jak ty to robisz?
OdpowiedzUsuńOdstawił kubek na cembrowinę studni i się uśmiechnął.
- Po prostu się cieszę." Super :D
Przypomina mi się w tym momencie jak na wakacjach któregoś razu jakiś ksiądz mówił właśnie o różnicy między zadowoleniem a szczęściem i prawdziwą radością. Rzecz w tym, że gdy wszyscy szli do kościoła, słońce paliło, grzało i nie zanosiło się na deszcz.
A ksiądz mówi: "I dajmy na to, że jak wyjdziecie z kościoła to zacznie padać deszcz. I mimo, że teraz jesteście zadowoleni, to razem z tym deszczem to zadowolenie minie (...)"
Wychodzimy z kościoła, a tu... tak lunął deszcz, że nic, tylko być prawdziwie szczęśliwym :)))
haha idealnie! właśnie wczoraj zrobiłam moim dziewczynom spotkanie o radości z medytacją o emocjach... Ten post będzie najgenialniejszą rzeczą na potwierdzenie tego, co się w nich wczoraj zrodziło! Jeśli niektóre miały jakieś wątpliwości po tym uczuciu, właśnie zostały rozwiane :D dzięki, Ojcze!!!!!!! Pozdrowienia z Sącza ;*
OdpowiedzUsuńFabbs - musiałeś odejść, żeby wrócić. Jakże się raduję z Twojego odejścia;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że jej się te kosmyki włosów posypały na policzki. Pysiowo :)
OdpowiedzUsuńCóż powiedzieć? Zgadzam się i czuję radość, choć dzisiaj nawet też zadowolenie po udanej wycieczce :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry tekst. :-) Tak mnie zastanawia jedna rzecz. Ta kobieta przy gwałtowniku to jego znajoma, siostra, żona czy kto?
OdpowiedzUsuńZel0zelatus, a jakbyś chciał, żeby było? ;)
OdpowiedzUsuńDoskonale zgrywa się to z tym, co właśnie przeczytałam u Lewisa: "nie miałem racji przypuszczając, że tym, czego pożądam, jest sama Radość. Radość bowiem, jeśli uznać ją za stan umysłu, okazuje się zupełnie bezwartościowa. Cała wartość musi się zawierać w tym, czego Radość była pragnieniem." ("Zaskoczony radością")
OdpowiedzUsuńRadość to dopiero początek, a raczej pewien drogowskaz...
Fabbs,
OdpowiedzUsuń"Potrząsnęła głową z dezaprobatą aż parę kosmyków włosów posypało jej się na policzki".
No faktycznie może klimat do matki to nie pasuje. :-) Ale nadal nie wiem. Zdjęcie w tym wpisie niby coś sugeruje, ale z drugiej strony jak się przystawi tego gwałtownika do np. Pieśni nad Piesniami to tak niegwałtownie wychodzi. :-)
Może ja się nie znam i/lub nie rozumiem subtelniejszej natury. :-)
OdpowiedzUsuńZel0zelatus, ale moje pytanie nie miało żadnego podtekstu. Po prostu: jak chciałbyś, żeby było? ;)
OdpowiedzUsuńHm... Tak właściwie to chciałbym by tekst potrafił dotrzeć do jak najszerszego grona ludzi. :-)
OdpowiedzUsuńzelOzelatus, chciałem uspokoić Twoją troskę o "grona" i potwierdzam: dociera :)
OdpowiedzUsuń@zel0zelatus
OdpowiedzUsuńMy, kobiety, to potrafimy kochać. Niezależnie od tego czy jesteśmy córkami, siostrami, matkami, żonami, czy znajomymi. Potrafimy kochać, jak nawet nie pragną tego mężczyźni. Niezależnie od tego czy są synami, braćmi, ojcami, mężami, czy znajomymi.
Ale to nasze miłowanie jest nie do ogarnięcia męskim umysłem. Bo my kochamy sercem i całą sobą...
No właśnie, zgadzam się zupełnie z Dorką.
OdpowiedzUsuńdorka, jestem przekonany, że mężczyźni i kobiety kochają równie mocno, lecz każde na swój odmienny sposób. :-)
OdpowiedzUsuńJa też myślę, że mężczyźni kochają równie mocno, ale nam właśnie chodzi o tę odmienność ;)
OdpowiedzUsuńIneska,
OdpowiedzUsuń"Ale to nasze miłowanie jest nie do ogarnięcia męskim umysłem. Bo my kochamy sercem i całą sobą".
Czyli wg Ciebie my mężczyźni nie kochamy całym sobą, ale mimo to kochamy równie mocno? Czegoś tu nie rozumiem...
zel0zelatus,
OdpowiedzUsuńoto najlepszy dowód na to , że nie ogarniesz męskim umysłem serca i odmienności kobiet ;p
Tylko że nie jest prawdziwe twierdzenie, iż mężczyźni nie kochają całym sobą a kobiety tak. Podobnie jak nie jest prawdziwe, że kobiety kochają sercem a mężczyźni nie - myślę tu o bardziej biblijnym rozumieniu serca, bo inne rozumienie bardziej emocjonalne nie ma zbyt dużo wspólnego z miłością.
OdpowiedzUsuń