czwartek, 22 grudnia 2011

Wyczyn

Gdy broń dymiącą z dłoni wyjmę
i grzbiet jak pręt rozgrzany stygnie,
niech mi nie kładą gwiazd na skronie
i pomnik niech nie staje przy mnie.

Krzysztof Kamil Baczyński



- Powiadają, że w bitwie pod Externum, gdy walka trwała już kilka godzin, a poległo tylu, że od ich krwi na placu boju zrobiło się błoto, ty nagle usiadłeś, odłożyłeś oręż i zapaliłeś papierosa. Z takim spokojem jakbyś właśnie wrócił z kościoła, zjadł obiad i chciał odpocząć na ganku, bo niedziela. Prawda to?


- Prawda, karczmarzu – odparł gwałtownik i upił piwo z kufla. – A że kamień mi się trafił, to nawet dupska nie umoczyłem.

Dziewka do posług parsknęła śmiechem. Wszyscy goście już wyszli, więc miała czas, żeby przysłuchiwać się rozmowie.

- Nie rżyj, łazęgo, tylko stoły idź wycierać – karczmarz zdzielił ją ścierką i wrócił do gwałtownika. – No, ale powiadają, żeś to zrobił z rozmysłem. Żeby tamtych poniżyć, a naszym dodać odwagi…

Gwałtownik pokręcił głową ze zniecierpliwieniem.

- Powiadają, powiadają i mieszają. Dwie historie poplątali. To, o czym wy mówicie zdarzyło się Siedzącemu Bykowi w bitwie nad Małym Rożyskiem. Dowodził wtedy całą kampanią, więc nie brał udziału w starciu, tylko patrzył ze wzgórza i wydawał rozkazy. Ale młodym wojownikom się to nie spodobało. Pomyśleli, że się zestarzał i unika walki ze strachu przed śmiercią. Kiedy takie szemranie dotarło do jego uszu, zsiadł z konia, odłożył broń, poszedł w sam środek kotła, usiadł na ziemi i zapalił fajkę pokoju. Dookoła wrzask, mord, świszczą strzały, a ten ćmi. On to zrobił, żeby natchnąć swoich wojowników, pokazać co naprawdę znaczy śmiałość – i mu się udało… A ja… Siadłem, bo się zmęczyłem.

Karczmarz klepnął z uznaniem w blat szynku.

- Skromność!

- Zmęczenie – powtórzył z naciskiem gwałtownik. – Widzicie, dobrodzieju, w każdej wojnie przychodzi taka chwila. Idzie się, dzięki łasce Bożej, z bitwy do bitwy, skórę ratuje. Człowieka niesie zdziwienie, że jeszcze żyje. Czasem euforia, bo się wygrywa. A mało który żołnierz zauważa jak ten trud mu się odkłada w członkach, w głowie… Ba! Nawet w sumieniu. I wtedy się to staje. Na samym środku placu boju. W zwarciu z przeciwnikiem. Naprężasz muskuły, wlepiasz w niego gały, jakbyś go chciał samym wzrokiem odepchnąć, chcesz zmienić balans, żeby go wytrącić z równowagi, zrobić unik, kopnąć, haratnąć żelazem przez plecy, żeby już nie wstał, a tu… Wszystko ci nagle cichnie… Wychodzisz z siebie, stajesz obok, patrzysz wokół, słuchasz wokół, niuchasz wokół… I nic. Nic nie czujesz. Wszystko wygląda jak spod pędzla malarza. Niby prawda, ale tylko taka do oglądania, która się zatrzymała w jednym ujęciu, która ciebie nie dotyczy, boś tu przyszedł w charakterze widza. Zgiełk cichnie, wisi w powietrzu. Ktoś flaki wypruwa z twojego kompana, inny rzyga ze strachu albo wysiłku, ten czy ów trup leży w brei z juchy i gówna, nie wiesz czy i tyś się nie posrał w całym tym szaleństwie, ale ze zdumieniem odkrywasz, że smród zniknął. Jakby ci kto włożył łeb pod wodę. Nic nie czujesz. Nic. Potem wracasz do siebie i zmysły ci wracają, lecz jedno, co czujesz, to… Że ci się już nie chce. Z mięśni ci się robi siano, z myśli siano, z woli walki siano. Przychodzi zmęczenie jak krowa i żre z ciebie to siano, i żuje, i ślepi się na ciebie popielatym okiem, i ślini popielatym śluzem…

Gwałtownik odstawił kufel.

- W takich chwilach, karczmarzu, wojak może próbować wykrzesać z siebie jeszcze jaką iskrę. Ale wtedy od iskry zajmuje się to siano. Trzaśnie mieczem parę razy, buchnie ogniem i traci resztkę siły. Nawet nie zauważy jak go wróg dopada, bo mu mrocznieje przed oczami. Może też udawać, że nic się nie stało. Dalej walczy, tylko ruchami kukły. Byle nikt nie zauważył, że osłabł. Nie czuje rąk, nie czuje nóg, macha jak strach na wróble, siano się sypie rękawami. Nie wie czy w tym kołowrotku trafił nieprzyjaciela czy swojego. Więcej z niego szkody, niż pożytku… Mnie w tamtej bitwie właśnie takie znużenie dopadło. Nie chciałem się podpalać, bo wiedziałem, że to się musi skończyć śmiercią. Nie chciałem też niczego udawać, żeby czasem którego z naszych nie uderzyć. Więc odepchnąłem tego żołdaka, co akurat na mnie nacierał, wsparłem się na mieczu, bom nawet tyle siły nie miał, żeby porządnie uklęknąć i się pomodliłem.


- Pomodliłeś?

- Pomodliłem. Podziękowałem za wszystko, czego mi Bóg dał doświadczyć i powierzyłem swoje życie Jego prawicy, bo wiedziałem, że póki co na moją nie mogę liczyć. Potem siadłem na kamieniu, zapaliłem i dalej się modliłem.

- A jak się to modli w takiej sytuacji? – karczmarz nie zauważył, że ścierka wypadła mu z ręki na podłogę. Drapał się po bliźnie na szyi i słuchał.

- Za siebie tak: „Pan światłem i zbawieniem moim, to kogo niby mam się bać? Pan obrońcą mego życia, więc przed kim niby miałbym czuć trwogę? Gdy na mnie nacierają złoczyńcy, żeby zeżreć moje ciało, wtedy oni, wrogowie moi i nieprzyjaciele, chwieją się i padają. Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz, moje serce nie poczuje strachu. Chociażby przeciw mnie jednemu wybuchła cała wojna, nawet wtedy będę czuł tylko ufność. Albowiem On przechowa mnie w swym namiocie w chwili nieszczęścia, ukryje mnie w środku swojego sanktuarium, a potem wydźwignie na skałę. Już teraz głowa moja się podnosi nad nieprzyjaciół, co wokół mnie stoją. Choćby mnie opuścili ojciec i matka, to jednak Pan wesprze mnie swym ramieniem. Panie, nie wydawaj mnie na łaskę moich wrogów, bo to oszczercy i świnie. Wierzę, że jeszcze żyć będę, aby oglądać dobro Twoje, Panie!” (Ps 27)

- Tak się modliłeś? – wrzasnął karczmarz i trzepnął pięścią w blat z podnieceniem.

- Za siebie. Bo jak paliłem, to już tylko za pozostałych. A jak który z naszych się zbliżył do mnie w walce, to mu krzyczałem z tego kamienia: „Tysiąc padnie u twojego boku, dziesięć tysięcy po twojej prawicy, ale ciebie to nie spotka! Będziesz chodzić po tych gadach, będziesz deptać po tych żmijach, będziesz miażdżyć łeb samego smoka! Dostaniesz od Pana pióra, dostaniesz Jego skrzydła! On jest twoim puklerzem i tarczą!” (Ps 91)

- No, toś jednak zagrzewał ich do walki…

Gwałtownik westchnął i zmrużył oczy.

- Mówię wam, gospodarzu, jak się chce odsapnąć, tak naprawdę odsapnąć, to nic tylko siąść naprzeciw kogoś, kto się mozoli i raczyć go słowem otuchy…

Uśmiechnęli się do siebie. Po chwili jednak karczmarz, gdy dolewał gwałtownikowi piwa, spoważniał i powiedział:

- Hej, ale żeby sobie zdać sprawę w samym środku masakry, że musisz odpocząć… I jeszcze, żeby na czas przerwać walkę i naprawdę to zrobić… To dopiero odwaga!

Spojrzał gwałtownikowi w oczy i zapytał:

- I nawet strzała cię nie drasnęła? Nic? A ten, coś go odepchnął?

Gwałtownik wzruszył ramionami.

- Nic. Tylko coś sapnął, że mi się chyba do końca popierdoliło i rzucił się gdzie indziej.

Obaj wybuchnęli śmiechem, wznieśli kufle w toaście i wypili.


Palce mam - każdy czarną lufą,
co zabić umie. - Teraz nimi
grać trzeba, i to grać do słuchu.
(…)
Oczy - granaty pełne śmierci,
a tu by trzeba w ludzi spojrzeć
i tak, by Boga dojrzeć w piersi.
(…)
I pośród nich jakże ja stanę
z garścią, co tylko strzelać umie,
z wiarą, co śmiercią przeorana,
z sercem, co nic już nie rozumie?

Ale jeżelim spalił młodość,
jak palą kraje w wielkim hymnie,
to nie zapomni czas narodu,
a Bóg jak płomień stanie przy mnie.


Krzysztof Kamil Baczyński

23 komentarze:

  1. Hmmm... artykuł ten oddaje mój stan ducha, gdy rzucałem poprzednią robotę :)

    (o genialności i wielkości autora niewątpliwie napomkną dalsi komentujący, więc sobie daruję)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, ja wspominałam ostatnio o genialności i wielkości Fabssa, ale mnie tym razem na wstępie wysłał do garów...

    OdpowiedzUsuń
  3. A może taka wersja zakończenia lub kolejnego początku:
    "Gwałtownik runął na ławę. Poczuł, że ciążą mu powieki, ale nie mógł zasnąć.Odruchowo zaczął się modlić: "Dzięki, Panie, że nie pozwoliłeś, aby moje znużenie zamieniło się w rozpacz. Wyczuliby to i opadliby mnie ze wszystkich stron. To byłby mój koniec..." Otworzył szeroko oczy i usiadł na ławie: "To byłby koniec? A może początek? Szedłbym wtedy do Tego, który kocha najbardziej. I do tych, których kochałem, a którzy żyją w Nim." Ale zaraz zaczęło mu kołatać w głowie, że skoro został, znaczy , że jest przednim jeszcze droga, którą musi przejść.
    Osunął się z powrotem na ławę. Podłożył derkę pod głowę. Powieki znowu mu ciążyły. Pomyślał, ze dobrze zasypiać, czując obecność Tego, który
    kocha najbardziej. To musi wystarczyć. Na razie. I do końca drogi."
    Dzięki za wytrwałe odstraszanie smutku i zniechęcenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. dla ludzi o mocnych nerwach ;)
    http://w461.wrzuta.pl/audio/0vzvGwYbi5s/koleda_w_stylu_country_and_western

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam. Z tej strony Mateusz Fabiszak. Bardzo pozytywni i inspirujący blog. W postach można wyczytać sporo dobrych rad. Życzę kolejnych sukcesów i zapraszam do siebie gdzie można przeczytać moje felietony.
    Pozdrawiam

    Mateusz

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Anka7.7: "dobrze zasypiać, czując obecność Tego, który kocha najbardziej"? Aniu, nie wiem, co to w ogóle miałoby znaczyć. To blog poświęcony duchowości mężczyzn ;) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. "dobrze zasypiać, czując obecność Tego, który kocha najbardziej" oznacza: "Gwałtownik przysnął sobie na modlitwie" i nie zastanawiał się ile Bóg ma w sobie natury męskiej, a ile kobiecej; po prostu mówił o Bogu: On.
    Znam parę osób, które po przeczytaniu "Dziejów duszy", świetnie zapamiętały fragment o zasypianiu Teresy na modlitwie. Czyli mniej więcej to: "Doprawdy, jakże daleko mi do świętości;(...) winnam trapić się, że zasypiam (od 7 lat) podczas modlitwy i dziękczynienia - ale się nie smucę!(...)Jezus jest tak zmęczony nieustannym dawaniem i pogonią za duszami, że chętnie korzysta ze spoczynku, jaki Mu ofiarowuję." Fajnie mieć świadomość, że nawet, jeśli przysnęło się na modlitwie, można obudzić się bez wyrzutów sumienia i powiedzieć: "Panie, Ty wiesz, że na głodnych, przemęczonych i niewyspanych Duch Święty nie siada...". Poważnie: ja tak mam, że kiedy się wyśpię i najem, to mi się łatwiej buduje duchowość (kobiecą, oczywiście).
    Nie mniej: sorry za niezrozumienie duchowości męskiej;)Też pozdrawiam.A.

    OdpowiedzUsuń
  8. A, czy jest gdzieś blog poświęcony duchowości kobiet?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też czytam a też niem facet :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. A czemu kobieta nie miałaby mieć czegoś z mężczyzny, prócz żebra? np. odwagę i waleczność :)
    Pozdrawiam wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
  11. "Małe Rożysko"...najlepsze tłumaczenie ever :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Drogi Ojcze NAJLEPSZEGO życzę a właściwe Samego DOBRA w tym dniu mam nadzieję imieninowym.
    Ps- dziękuje za wpis do paranoidalnej;-) książki uzyskany przez pośrednictwo o. J.K. Głównego jej imprimaturiusza;-) pozdrawiam serdecznie- dk. Robert (Opoczno) Ostatnia rzecz Drogi Ojcze więcej takich treści; budujemy się nimi niesamowicie. Piszę tu gdyż nie znalazłem innego miejsca we wszech-emulu. A przydałoby się...Z Bogiem

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem jak wy, ale czytając tak misternie wpleciony Psalm 27, w jednym momencie przyszła do mnie myśl o Psalmie 91 - czytam dalej, a tu Psalm 91. Czyżby ten sam i Jeden Duch...? Któż to wie, jeśli nie Ten, który wylewa swego Ducha, albo sam Duch  tylko to wie.
    Tak mi przychodzi do głowy, że stan, o którym wnikliwie pisze Fabbs, to typowy stan, jeśli tak wogóle można powiedzieć że jest to typowy stan, dla ludzi, którzy prawdziwie przeżywają bliskość Najwyższego, zdają sobie z niej sprawę, kroczą ścieżkami Tego, który je już wcześniej przygotował, abyśmy nimi kroczyli i "dobrze czynili", choć nie uczynki a wiara i pragnienie serca daje przylgnięcie do Boga – w perspektywie na wieki. A jeśli kto przylgnął do Najwyższego, wówczas za św. Pawłem, "wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia...".

    Zawierucha wojenna, leje się krew, trup pada a ja odpoczywam, bo nie mam już sił, pomny bliskości Stwórcy, Mieszkańca krzewu.
    Latam na skrzydłach i wszystko mi się udaje, pamiętam zaś, kórz mi tych skrzydeł udzielił.

    Ruszam w nieznane, czyż jest cos nieznanego dla Autora Wszechrzeczy?

    Skoro On, stworzył wszystko, wypowiedział Słowo, i stało się, czym zatem jest śmierć, jeśli nie realnym spotkaniem z Niewidzialnym.

    Tym, co nas powstrzymuje przed ruszeniem do przodu jest: "ale" (cytując za Fabsem), innym razem racjonalizm, jeszcze innym razem,...., jeszcze innym razem...., itd...itp... = strach,…. że coś pójdzie nie tak, nie po mojej myśli, nie uda się,…, albo że się uda... Strach. Ma jedno podłoże. Każdy wie jakie ono jest. A strach paraliżuje, zmusza do trwania i niedziałania. A jeśli kto zbyt długo świadomie trwa w tym paraliżu, to jakby odciął się na własną prosbę od winnej latorośli. Można ten stan przyrównać do „uschłej ręki”. Niby jest, ale cóż nam z niej. Na nic jest, nawet herbaty nie można zrobić, a co dopiero wziąć miecz i tarczę. Drzewo figowe uschło całe, bo nie wydało owocu życia.

    Jeśli zaś, wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia, jeśli mam pragnienie przylgnięcia do Pana Boga Zastępów, to zmienia perspektywę spojrzenia. I to raczej "dramatycznie"!. Czym zatem jest stan zmęczenia, jak nie cierpliwym trwaniem w oczekiwaniu na ponowne napojenie „wodą żywą”. A ta, jak opisują słowa, przywraca życie, wiarę, wolę, nadzieję, siłę, odwagę, sens, i Miłość, bez której wszystko to strata.

    Bóg = Życie, Życie = odpoczynek na wzgórzach, mozoły ciemnej doliny, bitwa i ciężki ostrzał nieprzyjaciela zwątpieniami, lękami, troskami, pokusami skupiania się na sobie a nie na Świetle, próba odłączenia od Latorośli. A potem znowu piękny wschód Słońca, poranna mgła tajemnicy, wiatr we włosach, krople wody na twarzy, pot hartowania ducha¸ przygotowania do kolejnej bitwy….
    ...kiedy wszystko wydaje się stracone, i nie widać wyjścia, i wszyscy którzy cię otaczają mówią: ”stary to już koniec, Finito, The end” a ty ciągle wierzysz, choć wcale już nie masz ochoty wierzyć, ale wiesz, że nie masz już nic więcej niż wiara i zmuszasz się żeby wierzyć.
    Kiedy całym sobą czujesz, że wisisz na cienkiej nitce wiary, która trzyma cię przed spadnięciem w otchłań, a ta rozwiera już paszczę pod tobą,…, nagle, z niespodziewanej strony Ktoś wyciąga do ciebie rękę, Ktoś na kogo tak bardzo czekałeś. Jak myślisz, jak powitasz tego Kogoś, co będziesz miał w sercu, co Mu powiesz, bez słów na ustach, co poczujesz przyjmując od Niego szklankę wody?
    A może w nagrodę dostaniesz wkrótce koronę? a później biały kamyk?...

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo czegoś obszerna ta duchowość mężczyzn :).
    Ich freue mich auf meinem Tod, zaśpiewa nieraz ten czy inny bas do melodii ułożonej przez pewnego lipskiego kantora :)))...

    OdpowiedzUsuń
  15. ...auf meinen Tod oczywiście - sam sobie wytknę, zanim mnie ktoś.

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja powiem tak: łatwo się mówi, a system nerwowy nie sługa. W oku biznesowej bitwy, kiedy wszystko Ci się wali na głowę nie ma twardzieli. Inaczej się podchodzi do rzeczy kiedy jesteś sam. Jak masz na utrzymaniu dzieci i rodzinę, to dupsko się marszczy. Chciałbym chodzić po wodzie i zaufać Bogu stałą, głęboka miłością. Trzeba pamiętać jednak o tym, że sztab inteligentnych istot pracuje nad tym abym się bał. Znam nauczanie Ojca i jest dla mnie kimś tak inspirującym jak ten palacz w środku bitwy dla wojujących wokół, słucham Ojca i jeszcze precyzyjniej odcinam głowy. Jednak brakuje mi zbioru przepisów i ćwiczeń jak dojść do tego zaufania, jak codziennie szlifować duch ufności i wiary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznij słuchać swojego serca Chrobry. Tam znajdziesz odpowiedz. Wiem co mówię. Też mi się dupsko marszczyło- jak się utrzymać na powierzchni..dziecko, rodzina it. I jeszcze hieny czyhające za rogiem...

      Usuń
  17. Fabbs. Czy mógłbyś podać tytuły dobrych ksiązek na temat motywacji i rozwoju lub stronkę gdzie można coś takiego nabyć. Masę jest rzeczy z tej dziedziny ale też wiele pozycji zachacza o nieciekawe klimaty z okultyzmem włącznie.Z góry dzieki!

    OdpowiedzUsuń
  18. Zrób wyczyn Fab i napisz coś w końcu!
    Padre Gregor:-)

    OdpowiedzUsuń
  19. http://www.facebook.com/LangustaNaPalmie
    Rekolekcje (ver audio) 12,13 i 14.03. Adam Szustak Dominikanin. Mocne słowa. Gość ma jaja.

    OdpowiedzUsuń