Do modlitwy stawaj jak do pojedynku. Do pojedynku jak do nocy poślubnej. A do nocy poślubnej jak do modlitwy.
Pamiętaj, że spotkanie z Bogiem to akt odwagi, ponieważ ma dokonać w twoim życiu przemiany. Przemiana zaś oznacza nowość, nowość – konieczność uczenia się, uczenie się natomiast – trud, który trzeba podejmować od poranka do wieczora, dzień po dniu, żeby miał sens i przyniósł owoce. Bóg na spotkanie zawsze przyniesie ci dar. Żeby ci go jednak wręczyć, może chcieć, byś się czegoś pozbył, byś przygotował w sobie miejsce. Dlatego Mojżesz, choć Pismo powiada, że „Pan rozmawiał z nim twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem” (Wj 33,11), wyznał, iż na modlitwie przeraża się i drży (Hbr 12,21), bo zdaje sobie sprawę, z jaką tajemnicą przychodzi mu się spotykać i przed jakim wyzwaniem stawać.
Dlatego też radzę, byś do modlitwy stawał jak do pojedynku. Ufaj temu, co już potrafisz, ale przygotuj się na zaskoczenie. Szukaj zwycięstwa, lecz nie dziw się, gdy zostaniesz zraniony. Spodziewaj się, że możesz umrzeć, bo tylko w ten sposób uwolnisz serce do przyjęcia błogosławieństwa. Kiedy Bóg zaatakował Jakuba w potoku Jabbok, nie chodziło o sparing. Nacierał jakby chciał go zabić. Całą noc. Miał więc słuszność Jakub, gdy potem powiedział: „Mimo, że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie” (Rdz 32,31). Wygrał błogosławieństwo, imię Izrael i przy okazji okulał na jedną nogę, bo Pan zerwał mu ścięgno w biodrze.
Do walki natomiast szykuj się jak do nocy z małżonką, którą właśnie poślubiłeś. Przestań myśleć o sobie, skup się na niej. Przestań kalkulować, zdaj się na instynkt. Zapomnij o teorii fechtunku, reaguj na to, co się dzieje. Wyprowadzaj pchnięcia jak cię tego uczyli podczas treningu, ale gdy trzeba, nie wstydź się sięgnąć po arsenał, który wojownikowi ponoć nie przystoi. Kobietę do spazmu rozkoszy doprowadza często nie wyznanie miłości, które szepczesz jej do ucha, ale ugryzienie, którego się nie spodziewała.
Wielu zginęło wyłącznie dlatego, że się zastanawiali jak ich bój wygląda z boku i dbali bardziej o widowiskowość lub godność swoich ruchów, niż skuteczność. Jeśli na przykład przeciwnik wytrąci ci w zwarciu miecz z ręki, możesz tracić czas na próby uników i podniesienia oręża z ziemi, żeby przy tym zginąć jak rycerz. Ale możesz też w tej samej chwili, gdy upuszczasz broń, a w jego oku pojawia się błysk tryumfu, pacnąć durnia tak uwolnioną dłonią w to samo oko, które się pospieszyło ze świętowaniem. I co z tego, że uderzyłeś jak kobieta? Zaskoczyłeś go, oślepiłeś i zyskałeś chwilę. I co z tego, że zaraz skorzystasz z tej chwili jak ulicznik, bo kopniesz go w kroczę? I co, że na koniec popchniesz go jak dzieciak i łupniesz kamieniem, który ci się nawinął pod rękę? Zwyciężyłeś. Od ciebie zależy czy staniesz się Goliatem, czy Dawidem.
Pamiętaj też, że słuszność mieli przodkowie, iż pojedynkom narzucali kodeks, pierwsze zaś prawa tego kodeksu stanowiły kto w ogóle może podjąć rękawicę. Przeciwnika do walki dopuszczaj jak kobietę do miłości. Musi sobie na nią u ciebie zasłużyć. Musi mieć godność. Musi udowodnić, że żyje podług prawideł honoru. Wybieraj swoje wojny z nieskazitelnym sercem gołębia. Ale potem tocz je przebiegle jak wąż.
Wreszcie do łoża z małżonką wchodź jak na modlitwę. Zostań anachoretą, ogołoć się ze wszystkiego. Stań się chasydem, uwielbiaj w ruchu i w zapamiętaniu. Zostań karmelitą, trwaj na kontemplacji. Stań się mistrzem krzyżackim, zniewalaj i wyzwalaj. Zostań kapłanem, niech twoje dłonie sprawują sakrament. Stań się cystersem, niech twój język powtórzy całą „Pieśń nad pieśniami”. Zsyłaj upał i deszcz jak prorok Eliasz. Angażuj jak święty Franciszek. Rozśmieszaj jak Filip Nereusz. Oświecaj jak Tomasz z Akwinu. Wreszcie, jak święty Augustyn, kochaj i rób, co chcesz. „…Bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pana” (Pnp 8,6).
„…spotkanie z Bogiem i spotkanie z człowiekiem jest niebezpieczne. Nie bez powodu wschodnia tradycja buddyzmu Zen nazywa miejsce takiego spotkania zasadzką tygrysa. Szukanie spotkania z Bogiem jest aktem zuchwałości, jeżeli mu nie towarzyszy głęboka pokora. Spotkanie z Bogiem jest zawsze kryzysem, a słowo to w języku greckim oznacza sąd. (…) Oto właściwy początek naszego przyzywania Boga: Panie, uczyń mnie tym, kim powinienem być, przemień mnie za wszelką cenę. A kiedy wypowiemy te niebezpieczne słowa, musimy być przygotowani, że Bóg je wysłucha. Te Boże słowa są niebezpieczne, bo miłość Boża jest bezlitosna. Bóg pragnie naszego zbawienia w sposób zdecydowany, na miarę jego prawdziwej doniosłości. Dlatego, jak mówi Pasterz Hermasa, Bóg nie opuści nas, zanim nie złamie nam serca i nie pogruchocze kości.”
(Arcybiskup Antoni Bloom, „Odwaga modlitwy”)
(Arcybiskup Antoni Bloom, „Odwaga modlitwy”)
Fabbs, czy trzeba Ci mówić, że jesteś wielki?
OdpowiedzUsuńNiby fajne ale, że Zen mówi o spotkaniu z Bogiem? hmm chyba biskup trochę przesadził
OdpowiedzUsuńMsia...ale fajne święte oburzenie ;)
OdpowiedzUsuńFabbs! Za wiele rzeczy Cie cenię, ale w ścisłej czołówce jest ODWAGA :). Przy czytaniu o gryzieniu w uszko i wyprowadzaniu pchnięć chichrałem się jak dziecko - wiesz, taka emocjonalna reakcja dziecka :)
I tylko trzeba uważać z tym by nie pomylić: "Do modlitwy stawaj jak do pojedynku. Do pojedynku jak do nocy poślubnej. A do nocy poślubnej jak do modlitwy."
Pomylić jak w pewnym słuchowisku, gdzie znany z zapalczywego serca Waść miał:
1. Dworek spalić
2. Kozaka usiec
3. Hrabinę pohańbić
I dopiero kompani na drugi dzień jak wytrzeźwiał z pijaka mu prawili, że po tym pijaku wszystko pomylił i:
1. Hrabiankę usiekł
2. Dworek spalił
a co zrobił z Kozakiem - sam się domyśl
A tak całkiem serio tekst ma znamiona geniuszu.
Sosna, jak zwykle słuszna uwaga. Bo niestety te trzy przestrzenie, o których tutaj piszę wielu facetom się tak właśnie mieszają ;)
OdpowiedzUsuńMnie zastanawia jeden fakt, skąd Jezuita może wiedzieć tyle o kobiecym orgazmie?
OdpowiedzUsuńPiszesz, jak zwykle, uznaję to za dobry znak ;-)
OdpowiedzUsuńMB, bo jezuici czytają bardzo mądre książki (i tajemne do tego):p
OdpowiedzUsuńMB... Karawana jedzie, psy szczekają...
OdpowiedzUsuńbelissimo
OdpowiedzUsuńMiałem sen... :) Kiedyś, dawno temu. Byłem w nim tańczącym derwiszem. Nie modliłem się. Nie wiedziałem, dlaczego nim jestem. Do dzisiaj nie wiem. To jedyny moment, gdy wyrażałem coś o czym nie mam zielonego pojęcia, choć nie sądzę by była to modlitwa. Ważne było tylko to, że wirowałem.
OdpowiedzUsuńMam pytanie "Bądź mistrzem krzyżackim zniewalaj i wyzwalaj" jak rozumieć te zniewalanie? Dziękuję za odpowiedź
OdpowiedzUsuńMB - kobiecy orgazm, to ludzki orgazm, no nie?:-)
OdpowiedzUsuńJeśli autor pisze prawdę, jest to dowód na istnienie Boga, który może dac człowiekowi wiedzę wlaną:-)