czwartek, 20 stycznia 2011

Dlaczego Harrison został pochowany z widelcem w dłoni?

„Nancy wstała z krzesła.
- Harrison zmarł trzy lata temu, dokładnie za miesiąc przypada trzecia rocznica… - głos jej się nagle załamał i przez chwilę milczała, usiłując opanować emocje. – Kiedy rozejrzałam się po sali dziś rano – podjęła w końcu cicho – zobaczyłam wiele osób, które uczestniczyły w ostatniej drodze mojego męża. Zapewne przez uprzejmość nikt z was nigdy mnie o to nie zapytał, ale prawdopodobnie zastanawialiście się, dlaczego Harrison został pochowany z widelcem w dłoni. A może po prostu tego nie zauważyliście…
Nie zauważyliśmy? Nancy chyba żartowała. Przez miesiące całe miasto mówiło tylko o tym! Od tamtej pory za każdym razem, gdy w rozmowach przewijał się temat pogrzebu, wiadomo było, że ktoś wspomni faceta leżącego w trumnie z widelcem. Nancy jednak miała rację. Nigdy nie odważyliśmy się o to zapytać. Darzyliśmy sympatią zarówno ją, jak i jej męża, i nie chcieliśmy wracać do tamtych chwil. Teraz jednak wszyscy nadstawiliśmy uszu!
- Na kilka miesięcy przed… ech… przed odejściem Harrison bardzo cierpiał. Fizycznie również, ale przede wszystkim psychicznie. Było mu bardzo ciężko. Nie pogodził się z myślą o nadchodzącej śmierci. Ja oczywiście również. Sądziliśmy, że nie można się z tym pogodzić. Harrison przestał wstawać z łóżka i całymi dniami płakał, a ja razem z nim.
Pewnego razu obudziłam się w środku nocy i usłyszałam, że Harrison się śmieje. Po chwili z jego pokoju dobiegł mnie również inny, obcy głos. Początkowo myślałam, że mąż ogląda telewizję, ale po paru minutach wstałam i poszłam sprawdzić, co się dzieje. Uchyliłam drzwi do pokoju męża i zobaczyłam Jonesa. Jones przedstawił się i powiedział, że jest najlepszym przyjacielem Harrisona, a mąż to potwierdził, chociaż byłam pewna, że zarówno ja, jak i on widzimy staruszka po raz pierwszy w życiu. Harrison wydawał się jednak przy nim taki spokojny… może nawet pogodny… że o nic nie pytałam, usiadłam na krześle w rogu pokoju i słuchałam.
Rozmawiali i rozmawiali. W końcu Jones zapytał Harrisona o mamę. Mama męża zmarła przed ślubem i nie miałam okazji jej poznać, ale wiele o niej słyszałam, Harrison bardzo ją kochał. Jones powiedział: „Pamiętasz, Harrison? Pamiętasz, jak Twoja mama nakrywała do stołu na święta?”. Mąż przymknął oczy i uśmiechnął się. Dawno nie widziałam go uśmiechniętego tak radośnie… Zdawało mi się, że rozmowa ze staruszkiem, sam dźwięk jego głosu, przynosi mężowi ulgę.
„A pamiętasz – spytał Jones – co mówiła Twoja mama, gdy sprzątała ze stołu po obiedzie? Pamiętasz, Harrison? Co mówiła, zanim podała deser? Zbierała talerze, ale zawsze przypominała: nie odkładajcie widelców… najlepsze dopiero przed wami!”.
Na policzkach Nancy zalśniły dwie wilgotne smużki.
- Mówiłam już – ciągnęła, nie ocierając łez – że nigdy wcześniej nikomu o tym nie wspominałam. Jones, zanim wyszedł, pocałował mojego męża w głowę i powiedział: „Nie musisz się już bać, Harrison. I nie odkładaj widelca. Najlepsze dopiero przed tobą”.
Milczeliśmy, nikt się nawet nie poruszył, nie było nic do dodania. Dopiero po chwili raz jeszcze odezwała się Nancy.
- Ja również nie widywałam potem Jonesa, aż do teraz. I to ja… włożyłam Harrisonowi widelec w rękę, kiedy umarł. Poprosił mnie o to przed śmiercią. – Znów dumnie uniosła głowę. – I cieszę się, że to zrobiłam. Bo naprawdę w to wierzę… że najlepsze dopiero przed nami.”



Ten niekompletny fragment (skróciłem go w paru miejscach dla jasności przekazu) pochodzi z książki Andy’ego Andrewsa zatytułowanej „Mistrz. Najlepsze dopiero przed Tobą” wydanej w tłumaczeniu Adriany Sokołowskiej-Ostapko przez Wydawnictwo Otwarte w Krakowie, w 2010 roku.
Właśnie skończyłem ją czytać. Dość dobra, chociaż nie rzuca na kolana. Typowa mądrościowa powiastka – o tyle wszakoż lepsza od np. „Alchemika” i tego typu twórczości, że odwołuje się głównie do Biblii i zdrowego rozsądku. Popieram ten wybór. I polecam wszystkim, którzy by sobie chcieli odświeżyć kilka podstawowych prawd, doznać paru przyjemnych oświeceń oraz być może uśmiechnąć się przez łzy, popukać w czoło na cześć własnej, wciąż powtarzanej głupoty, wstać i iść żwawo dalej – jak ja po przeczytaniu powyższego fragmentu.


5 komentarzy:

  1. Przyda się na pewno. Dzięki za polecenie sensownej lektury :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie... ta powtarzalna głupota ;)
    Dobrze czasem dostać po głowie!
    I pamiętać,że najlepsze przed nami!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyjemna lektura. Nawet dreszcze po mej skórze przeszedł, a to wiele mówi o tym tekście: )

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny fragment(może zajrzę do książki)tego nie wiem, ale tak jak było wspomniane we fragmencie warto mieć taką osobę przy której warto(wystarczy tylko, żeby ta osoba była.
    Nasuwają mi się słowa piosenki religijnej:

    Wystarczy byś był - nic więcej
    tylko byś był - nic więcej
    by Twoje skrzydła otuliły mnie

    Tą osobą może być dla nas Chrystus a na ziemi szczególna osoba przez którą Chrystus mówi. Masz taką?Ja mam!(:

    OdpowiedzUsuń
  5. :)
    Mial..wielki a nawet ostry apetyt.Na spotkanie.I dobrze!
    "Chrystus drugi raz ukaze sie nie w zwiążku z grzechem,lecz dla zbawienia tych,KTORZY GO OCZEKUJA"
    Zycze Nam ciaglej gotowosci:)

    OdpowiedzUsuń