piątek, 10 grudnia 2010

Nauczyciel drogi rzadko uczęszczanej

Gwałtownik uczy innych. A ma po temu trzy powody.

Po pierwsze, zdaje sobie sprawę, że jego wiedza i umiejętności, nawet jeżeli czasem oznaczają wejście na drogę miecza, to prowadzą w końcu do pokoju i szczęścia. Chce się więc nimi dzielić.

Po drugie, żyje prawem mnożenia, które Mistrz Jezus wyraził w słowach: „Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6,38). Naucza więc, by w ten sposób otworzyć się na spotkanie z nauczycielami większymi od siebie. Oddaje swoją wiedzę bez lęku, że uczniowie mogą go przerosnąć, bo wie, że jeszcze głębsze poznanie wróci do niego w obfitości.

Po trzecie, uczy, żeby się uczyć. Skoro „repetito mater studiorum est” (“powtarzanie jest matką uczenia się”), to zawsze najwięcej i najlepiej ten się uczy, kto uczy innych. Tylko bowiem takie powtórki nie są nudne, które dla kogoś drugiego są nowością i odkryciem. Gwałtownik gromadzi zatem wokół siebie uczniów zaawansowanych, ale i tych, którzy dopiero potrzebują podstaw. W ten sposób utrzymuje kontakt z wszystkimi poziomami swojej wiedzy, ogląda proces własnego wzrostu jakby z lotu ptaka i może coraz szybciej w natłoku informacji rozróżniać między nowinkarskim chłamem a nauczaniem prawdy.

Czasem jednak zdarza się, że któryś z uczniów wraca do gwałtownika poraniony.

- To, czego mnie uczyłeś nie działa – mówi z goryczą. – Nadzieja, którą wlałeś mi w serce nie starczyła na długo. Poszedłem twoją drogą, drogą wolności, ale zamiast prostego traktu znalazłem same rozwidlenia i skrzyżowania bez drogowskazów. Zamiast pokoju ducha, trudne wybory i decyzje zawsze związane z jakimś ryzykiem. Przez parę miesięcy szedłem tak, decydowałem, brałem odpowiedzialność i aż dławiłem się od tego radością.

Ale wówczas docierałem do kolejnego dylematu, do jeszcze trudniejszego zadania: z obietnicą jeszcze wspanialszej nagrody, lecz także z możliwością bardziej bolesnego upadku. Mam już tego dość. Okłamałeś mnie. Twoja droga nie jest dla wszystkich, tylko dla szczęściarzy albo szaleńców. Ja wracam na ścieżkę zwyczajnych ludzi. Może nie jest taka zła, skoro prawie wszyscy nią idą, co?

Gdy zdarzyło się to po raz pierwszy, gwałtownik odpowiedział:

- Wielu myli wolność z poczuciem bezpieczeństwa, a pokój serca z bezruchem. Woda bierze ze sobą mnóstwo rzeczy, ale tylko to w nurtach rzeki naprawdę żyje, co może płynąć pod prąd.

Uczeń pokręcił głową, odwrócił się i odszedł. Gwałtownik zaś patrzył na jego plecy i tylko krok dzielił go od decyzji, by już więcej nikogo nie zapraszać do swojej szkoły. Przypomniał sobie jednak, że i od samego Pana Jezusa „wielu uczniów odeszło i już z Nim nie chodziło” (o czym święty Jan napisał nie bez przyczyny w tak właśnie oznakowanym miejscu: J 6,66).

Pomodlił się, otworzył Pismo i odczytał słowa: „Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili. Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny” (Mt 11,16-19).

Pojął wówczas, że nikt nie ma prawa domagać się miejsca na jego plecach. Że nauczanie to nie noszenie ludzi we właściwe miejsca, a jedynie wskazywanie kierunków i to bez gwarancji, że podróż będzie bezpieczna. Że czasem – i tylko czasem – nauczanie może stać się zaproszeniem do wspólnej wędrówki – pod warunkiem, że każdy pójdzie o własnych siłach.

Dlatego jeśli jeszcze zdarza się tak – a zdarzać się musi – że jakiś uczeń zawraca z drogi i odnajduje gwałtownika, by przelać na niego swój lęk, gwałtownik odpowiada:

- Mądrość usprawiedliwiona jest przez swoje czyny. A ty? Co masz na swoje usprawiedliwienie?

Strząsa proch z sandałów i rusza dalej – drogą tak dobrze znaną, a tak rzadko uczęszczaną.






„Niektórzy ludzie postrzegają rzeczy w ich naturalnym stanie i zadają sobie pytanie: ALE DLACZEGO?

Ja marzę o rzeczach, których nigdy nie było i mówię sobie: DLACZEGO NIE?” (G.B. Shaw)


18 komentarzy:

  1. Czy znaczy to,że droga KAŻDEGO chrześcijanina powinna być lub musi być trudna i "pod górę"? Bo jeśli nie jest aż tak inna,dziwna,niesłychana(inna od "ścieżki zwyczajnych ludzi"jak to zauważył uczeń) to znaczy,że nie jest to prawdziwa droga do zbawienia?

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie wszystko zależy od tego co rozumiesz przez słowa "pod górę". Jeśli "pod górę" oznacza dla Ciebie robienie rzeczy, które nie do końca są zawsze przyjemne i lekkie, to tak, lekko nie będzie. Ja tutaj jednak dostrzegam ostrzeżenie przed minimalizmem życiowym w słowach :"Wielu myli wolność z poczuciem bezpieczeństwa, a pokój serca z bezruchem."
    Szczególnie druga część. Na pewno o wiele przyjemnej będzie usiąść przed telewizorem, czy dobrą książką niż np. zająć się obowiązkami domowymi. Czy to jednak oznacza, że mamy tylko robić rzeczy, które czegoś od nas wymagają i nie dają nam żadnej rozrywki, czy chwili wytchnienia? Ja uważam, że we wszystkim musi być zdrowa równowaga, tak abyśmy nie popadali ze skrajności w skrajność oraz dążyli do ciągłego rozwoju. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mówiąc "pod górę' nie myślę o rzeczach,które trzeba robić w życiu, a nie należą do przyjemnych,bo to uznaje za normę życiową jakby trochę w myśl powiedzenia :"piękne są tylko chwile";)a reszta to rzeczywistość,w której trzeba sobie jakoś radzić i robić wiele rzeczy, żeby zwyczajnie przeżyć.Myślę,że właśnie może ta równowaga, o której wspomniałeś jest życiowym bezruchem...Bo albo żyjemy i robimy coś na maxa,albo żyjemy własnie jak większość zwyczajnych ludzi-z tą równowagą. Przecież to zwyczajne i poukładane.A być wojownikiem Jezusa,Gwałtownikiem to dla mnie totalne wyrzeczenie się zwykłej drogi i dążenie do poznania życia prawdziwie, w szalony wręcz sposób i z totalnym zaufaniem Jezusowi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, zwłaszcza za kończącą sentencję. Chyba najlepszy, do tej pory wpis.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje się, że słowa gwałtownik i piękno się wykluczają, a jednak nie. Bo ten tekst jest piękny. Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak długo trzeba samotnie przemierzać tę drogę rzadko uczęszczaną, by zrozumieć, że samotność jest tym, co zbliża do Jezusa? Ile rozstań przeżyć z tymi co zawracają, by nie płakać po nich?
    Idę. Nie marudzę. Tylko pytam, bo tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Agnies
    Nawiążę do Twoich słów:"to dla mnie totalne wyrzeczenie się zwykłej drogi i dążenie do poznania życia prawdziwie, w szalony wręcz sposób i z totalnym zaufaniem Jezusowi." Ja właśnie tak żyję, jak Ty piszesz. Mam jednak podstawy do tego, aby wierzyć, że jestem cały czas podtrzymywany w tym co robię. Nad moim biurkiem wisi kartką z cytatami, które codziennie rano, służą mi za modlitwę oraz dają swoisty kopniak do działania. Przytoczę tutaj dwa. Na początek:"zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie." (Flp 3,13-14). Droga wyznaczona, nagroda czeka, to teraz tylko biec, biec jak Gwałtownik. Następnie dostaję gwarancję wsparcia, jednak pod pewnym warunkiem: "Czyż ci nie rozkazałem: Bądź mężny i mocny? Nie bój się i nie lękaj, ponieważ z tobą jest Pan, Bóg twój, wszędzie, gdziekolwiek pójdziesz"(Joz 1, 9). Męstwo + odwaga i teraz można biec, choćby maratony przez "ciemną dolinę":)
    Dla niektórych to jest po prostu szaleństwo, ale w tym szaleństwie jest metoda.

    OdpowiedzUsuń
  8. Agnieś, droga chrześcijanina nie musi taka być. Powołanie "gwałtownika" chyba jednak nie jest dla wszystkich ;) A inna sprawa, że nie ma dwóch takich samych "gwałtowników", więc może jednak?

    OdpowiedzUsuń
  9. Dariusz Francuz, wśród mnichów znane jest pojęcie duchowej trójpolówki: modlitwa, praca, odpoczynek. Jeśli się zaniedba, którykolwiek z tych trzech elementów, pozostałe tez zaczynają kuleć. Zatem odpoczynek to rzecz nieodzowna na drodze gwałtownika ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. KK, to samo powiedziałeś po "Czasem gwałtownik popełnia błąd" ;P Ale to dobrze. Znaczy, że się rozwijam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. I w chorale gregoriańskim, i w szaleństwie huraganu to samo Oblicze Stworzyciela. Droga Gwałtownika to szlak poszukiwacza piękna. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dorka, to zależy ile sobie sama dasz czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja, jak zwykle pochwalam wybór zdjęcia. Tym bardziej, że wiem, z jakiego jest filmu :D

    I dziękuję zwłaszcza za fragment o powrocie ucznia poranionego. Dokładniej - o tym, co wetdy gwałtownik myśli. Serio - wielkie dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  14. Marcyś, kto film oglądał dostaje bonusa do tekstu, bo znaczenia się dzięki tej historii (The Book of Eli) tutaj tylko pogłębiają! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ojciec zachęca,jak zawsze,do czynu.Jeśli go nie będzie,nieuchronnie stanę się "grobem pobielanym".Jeśli nie zdobędę się na czyn,lepiej żebym odszedł jak bogaty młodzieniec-ja,bogaty w złą przeszłość w dolinie nicości - licząc tylko na to,że nie ma dla Niego nic niemożliwego. Naczynie gliniane...

    OdpowiedzUsuń
  16. a co ma robić Gwałtownik, który nie radzi sobie z samotnością na swojej drodze? zdecydował się iść drogą Gwałtownika i jest w tym sam. Oczywiście ma Towarzysza, ale też przydało by się kilku braci, którzy by się wzajemnie wspierali...co jeśli Gwałtownik jest samotny w swoim dążeniu?

    OdpowiedzUsuń
  17. Oberżysta, jeśli by się przydali bracia, to trzeba zacząć ich szukać ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. "- Wielu myli wolność z poczuciem bezpieczeństwa, a pokój serca z bezruchem. Woda bierze ze sobą mnóstwo rzeczy, ale tylko to w nurtach rzeki naprawdę żyje, co może płynąć pod prąd." - to po pierwsze :)
    "Pojął wówczas, że nikt nie ma prawa domagać się miejsca na jego plecach. Że nauczanie to nie noszenie ludzi we właściwe miejsca, a jedynie wskazywanie kierunków i to bez gwarancji, że podróż będzie bezpieczna. Że czasem – i tylko czasem – nauczanie może stać się zaproszeniem do wspólnej wędrówki – pod warunkiem, że każdy pójdzie o własnych siłach." to po drugie
    I nie wiem czy to wniosek właściwy ale tak mi właśnie do głowy wpadło, ze i chyba Jezus nie może mnie nieść przez całe życie. Ja pisze to w kontekście tego co się teraz dzieje a co było.
    Tzn On mnie niesie wtedy kiedy naprawdę jest źle beznadziejnie, ale nie wtedy kiedy ja daję dostep lenistwu, siadam jak ta szara mysza w salce katechetycznej ( nie no Ojcze uśmiałam się przy tym, ale też i ja miałam taki okres w życiu siadania i udawania męczennicy) i Panie Jezu zobacz jak to mnie nikt nie kocha i nie pomaga. Teraz widze że gdy człowiek się stara iśc pod prąd tego wszystkiego co go ściaga w dół Jezus bierze na ręce, ale nie wtedy gdy to ja decyduję ze nie dam rady z czystego lenistwa i pychy.
    Dziękuję

    OdpowiedzUsuń